Święto Narodzenia Pańskiego w tym roku Leszek Biały, książę i monarcha Polski, w Krakowie wraz z matką swoją księżną Heleną, Wincentym biskupem Krakowskim i panami Polskiemi, z wielką obchodził uroczystością, i przez dni kilka starszyznę swoich radców (consiliarii) świetnemi raczył biesiadami. A ponieważ w tym roku kraj cały szczęśliwym odetchnął pokojem, gdy wszyscy do koła nieprzyjaciele albo dosiadywali spokojnie, albo orężem pogromieni ucichli, zajmowano się więc urządzeniem rzeczy krajowych, przywróceniem roków małych i sądów wiecowych (judicia particularia et generalia) we wszystkich kraju powiatach, i wymierzaniem sprawiedliwości. Ale i ta spokojność nie była trwałą i zupełną, za mieszała ją bowiem z wyroku Boskiego dotkliwa klęska. W miesiącu Lipcu piorun uderzył w skarbiec kościoła Krakowskiego pokryty dachem drewnianym; a gdy się wiązania zajęły i nie miał kto gasić pożaru, doszedł ogień aż do wnętrza skarbcu, ogarnął skrzynie i skarbnice, i przechowywane w nich ornaty, kapy i liczne kościoła Krakowskiego ozdoby i przybory, królów, książąt, biskupów i innych wyznawców Chrystusowych hojne i wspaniałe upominki, strawił i pochłonął; ogołocił świątynię Krakowską z jej kosztownych i bogatych strojów, sprzętów i klejnotów, w które nad inne kościoły Polskie zamożniej była uposażona. Zdarzenie to uważano za cud i dopuszczenie Boże; nawet kapłani i mężowie pobożni mniemali, że ów pożar był plagą zesłaną za ludzkie przestępstwa.
Naród Tatarów, o którym dotąd nie wiedziano i prawie nie słyszano, szerząc swoję potęgę ku północy, kędy Połowcy w większej części mieli swoje siedliska, po zwojowaniu, wytępieniu lub ujarzmieniu innych narodów, dotarł nareszcie i do tych krajów, które z tej strony morza z Rusią graniczyły. Połowcy nie ufający własnej sile, ukazywali jej niebezpieczeństwo grożące od Tatarów, i domagali się pomocy całej Rusi, przedstawiając, że jeżeli Tatarzy ich pognębią, czeka podobny los Rusinów. Przybyli pod ów czas do książąt Ruskich posłowie Tatarscy, z prośbą: „aby się