Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/226

Ta strona została przepisana.

dali naprzód od Pomorzan wynagrodzenia krzywd sobie wyrządzonych przez mnogie tej hordy wraz z Władysławem synem Ottona na Polskę na jazdy, grożąc, że dla odparcia takowych krzywd wtargną po nieprzyjacielsku na Pomorze: a tymczasem Świętopełk rządca Pomorskiej ziemi zwłaczał swoje przybycie, zapowiadając je tylko książęciu swojemu i panu, Leszkowi Białemu, przez ustawicznych gońców, bardziej dla wywiedzenia się, co czyniono w Gąsawie, niż dla usprawiedliwienia swojej odwłoki. Już czwarty dzień upływał od czasu, jak książęta zjechali się byli w Gąsawie; po załatwieniu wielu spraw podobało się użyć wczasu i łaźni. Świętopełk zawiadomiony od szpiegów, że to była pora najsposobniejsza do zdrady, postanowił nagle przydybać Leszka, kiedy przy stosunkach na pozór przyjaznych najmniej mógł spodziewać się napaści. Wpadłszy więc z liczną zgrają Polaków i Pomorzan, natarł zbrojno na gospody i namioty tak książąt jako i rycerstwa, a tych, którzy mu opór stawili, ubił na miejscu. Skoro znać dano książętom o grożącém niebezpieczeństwie, natychmiast Leszek Biały, jako młodszy i raźniejszy, wyskoczył z łaźni, a dosiadłszy podstawionego sobie konia, począł uciekać ku wsi Marcinkowu z drużyną kilku towarzyszących mu giermków. Ale Świętopełk nie dbając o innych, puścił się za nim w pogoń jak za upragnioną od dawna zdobyczą, i drużynę swoich zachęcał, aby zgładzili Leszka, na którego zgubie wszystek swój tryumf zasadzał. W małej więc garstce otoczeni od licznej zgrai, chociaż długo i dość mężnie się bronili, w końcu jednak wszyscy wraz z książęciem swoim i panem legli ofiarą niecnego zdrajcy. Z taką zaś Świętopełk i jego drużyna zaciętością miotali się na zagładę Leszka i tych, którzy z nim razem przybyli, że nie tylko rycerzy i uzbrojoną czeladź, ale nawet kąpiących się i nagich zabijali. Henryk Brodaty książę Wrocławski i Szlązki, od siepaczy pochwycony w łaźni, i kilku ciosami ugodzony, byłby nieochybnie zginął, gdyby go był sobą nie zasłonił jeden z rycerzy jego nazwiskiem Peregryn z Weissenburga (de Weszinburk), który z osobliwszą dla pana swego wiernością i przywiązaniem, pod mnogiemi razami padając na ziemię, jeszcze martwém ciałem swojém osobę książęcia przyległ, a gdy ich obu za nieżywych wzięto, srogość oprawców zatrzymał. Rzadka to i podziwienia godna cnota w owym rycerzu, który cios wymierzony na zgubę książęcia rad zwrócił przeciwko sobie, i życie jego własném życiem okupił. Mógłby był i Leszek Biały uniknąć śmierci, gdyby w jego rycerstwie znalazł się był mąż z równą wiernością i poświęceniem, jak w drużynie książęcia Henryka. Trudno ogarnąć słowy cnotę wspomnionego rycerza Peregryna, który się naprzód na razy ciężkie a potém na śmierć za swego książęcia chętnie nadstawił, i wolał sam zginąć niżeli dopuścić jego zguby: godzien zaiste, aby go usta powszechne głosiły i uwielbiały. Działo się to dnia czternastego