Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/39

Ta strona została przepisana.

przystojnie temi słowy: „Nigdy po nieprzyjacielsku nie poczynaliśmy sobie przeciw bratu naszemu, książęciu Władysławowi; ale gdy ten gwałtownie i samowolnie wydarł nam dziedziczne księstwa, a nawet wygnaniem z kraju zagrażał, gdy wyzuty z wszelakich uczuć braterstwa i ludzkości, nie dał się ani prośbami i pokorą zmiękczyć, ani baczyć chciał na słuszność i sprawiedliwość; wyłamawszy się zatém z oblężenia, w którém zamknięci już prawie ostatniej czekaliśmy zguby, w obronie naszych praw i dzielnic, naszego życia i zdrowia, na które Władysław godził nielitościwie, przymuszeni byliśmy wziąć się do broni, i przy Boskiej pomocy małą pokonawszy go siłą, odparliśmy jego zamachy i wymierzone na głowy nasze odwrócili ciosy. Wiemy dobrze, że z Konradem królem Rzymskim łączą nas też same co Władysława i ściślejsze nawet krwi związki; wiemy i to, że słuszną mamy sprawę; i dlatego nie zechce król Rzymski mieszać się z własną ujmą w niesprawiedliwe wojny, a na bezwinnych a swych powinowatych nie podniesie oręża. Niechaj zważy, jakim Władysław okazał się nam nieprzyjacielem, ile razy czynił na nas zamachy, ile swoich i obcych sił przeciwko nam uzbrajał, jak zawistnie, jak mściwie godził na naszą zgubę. Zasłużył on raczej na gniew niżli na łaskę cesarza, wymierzając mordercze na nas ciosy, i nie tylko skrycie, ale gdy tajemne nie powiodły się zdrady, jawnie przeciw nam występując z orężem, jak otwarty nieprzyjaciel, wróg srogi i morderca; który pogardził nawet prośbami arcybiskupa Gnieźnieńskiego, wstawiającego się o darowanie nam życia. Niechaj wié cesarz, że wszystkie chęci i działania Władysława do tego jedynie zmierzały celu, aby nas wypędził z kraju lub zgładził. Dlatego postanowiliśmy (tak w końcu mówili do posłów cesarskich) obejść się z nim raczej jak z nieprzyjacielem niżeli jak z bratem. Nie nasza bowiem zawiść, ale jego własna, nie nasz oręż ale jego przewrotność i pycha żony wygnały go z ojczyzny, gdy ujęty żądzą panowania, wzgardziwszy przestrogami arcybiskupa, i niewieścim dawszy się uwieśdź namowom, wydarł nam należące księstwa, i wbrew wszelkim uczuciom ludzkości, usiłował wypędzić nas z kraju a nawet życia pozbawić.“ Ta odpowiedź tak dalece ujęła i zmiękczyła Konrada króla, że w nim ostygła prawie chęć popierania sprawy Władysława książęcia Polskiego, żywa z razu bo podniecana skargami tak jego jako i żony Krystyny. Łajał zatém Władysława, mówiąc, „że słusznie go wypędzono, i że gniew braci jego był sprawiedliwy.“ Bolały Władysława te wyrzuty więcej jeszcze niż samo wygnanie; wzdychał często i narzekał w duszy, składając wszystko złe na Krystynę. Zamieszkawszy w Niemczech, stracił pierwotny byt i znaczenie; za zaszczyty pogardę, za dawną możność wziął w podziale ubóstwo i niedolę. Jedyna była nadzieja w litości braci;