wojska na osobne hufce. Zachęciwszy zatém żołnierzy, aby nie tak za ojczyznę, żony i dzieci, jako raczej za wiarę Jezusa Chrystusa ufając w Boskiej pomocy odważnie się potykali, na barbarzyńców przestraszonych nagłem ukazaniem się Polaków z wielką siłą uderzył. A lubo barbarzyńcy pierwsze Polaków natarcie mężnie przyjęli i przez niejaki czas wytrzymali, wszelako po złamaniu pierwszych i drugich szyków, inne chwiać się a wreszcie pierzchać poczęły. Powstała wtedy nie już walka ale rzeź między uchodzącą tłuszczą pogan, których nie samo tylko rycerstwo Polskie mordowało, pomogli mu znacznie i brańcy Polscy, obojej płci, przez barbarzyńców w ziemi Lubelskiej poimani i pędzeni. Przeraziło równie Jadźwingów wycie i ujadanie psów, których z brańcami wiele się nawieszało, a które na widok wojska Polskiego rzekłbyś uradowane, i podczas walki i w pogoni za uciekającemi kąsały ich i kaleczyły, jakby wiedziały za kim szczuć należało. Tę rzeź straszliwą, która do sytu napoiła zemstę, i pogoń za rozpierzchłą rzeszą, noc dopiero przerwała. To pewna, że w tej porażce Jadźwingowie wyginęli do szczętu, oni bowiem najzacięciej walczyli. Wielu także z Jadźwingów jako i Litwinów, którym się udało ocaleć w ucieczce, wstydząc się wrócić do swoich, sami sobie życie odbierali, wieszali się i topili, tak iż z owego licznego barbarzyńców wojska ledwo został który, żeby od miecza Polskiego nie poległ, albo sam sobie z rozpaczy śmierci nie zadał. Rzecz dziwna i prawie do wiary niepodobna, że (jak po staranném obliczeniu wojska Polskiego pokazało się) żaden z Polaków nie zginął. A w tém dowód oczywisty, że owo widzenie senne Leszka książęcia nie było ułudą płonną ani marą, ale cudem przez Boga samego zrządzonym. Książę Leszek, za tak wielką nieprzyjacioł klęskę, a ocalenie swojego wojska, wyswobodzenie nadto swoich rodaków brańców, których poganie z Lubelskiej ziemi zabrali byli w niewolą, wielbiąc Wszechmocność Boga i chwałę jego wraz z całém wojskiem wyśpiewując, z bogatą zdobyczą i tryumfem do swoich księstw powrócił. Od tego czasu szczególniejszą miał cześć i nabożeństwo do Ś. Michała, sprawcy swej pomyślności i zwycięztwa. Powróciwszy zaś z wyprawy Litewskiej, założył w Lublinie kościoł parafialny ku czci i pod wezwaniem Ś. Michała, który po dziś dzień dobrodziejstwa niebios wtedy Polakom wyświadczone i klęskę barbarzyńców przypomina.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/461
Ta strona została przepisana.