domów, żon i dzieci, i wynosiło się za kawałkiem chleba do Węgier i Rusi. Ale i tu sroższa jeszcze potykała ich niedola: ci bowiem, którzy popochodzili na Węgry, sprzedawani byli Kumanom na ów czas barbarzyńcom; tych zaś, którzy się na Ruś udali, wydawano Tatarom: a tak, lepiej już poniekąd było z głodu w Polsce umierać, niż u narodów barbarzyńskich nędznym być zaprzedańcem i niewolnikiem. Straszna-to i opłakana była niewola a zwłaszcza u Rusinów, Węgrzy bowiem wiarę prawą wyznawają; tamci, okrutnicy, nie sromali się przybywających do swego kraju sąsiedniej ziemi mieszkańców, głodem ściganych, na większą wydawać niedolą, z pogwałceniem praw gościnności i prawa narodów, bez żadnego politowania, które nawet zwierzętom bywa wrodzone. Ale większy jeszcze głód doskwierał Czechom, kędy matki, wyzuwając się z uczuć rodzicielskich (czego nawet u zwierząt dzikich niema przykładu) z głodu własne zjadały dzieci. Z tej nędzy wyrodził się potém mór straszliwy, gdy lud przymuszony żywić się chwastami, liściem z drzew i inném szkodliwóm zielskiem, brał w siebie mimowolnie różne trucizny i zarazy.
Filip biskup Fermoński, nuncyusz Apostolski w Węgrzech i Polsce, od Władysława króla Węgierskiego i jego panów zelżony i wygnany, przybył do Polski, gdzie od książęcia Leszka Czarnego i wszystkich kościołów z wielką czcią przyjęty został. Przez cały czas pobytu swego w Polsce hojnie opatrywany we wszystko przez biskupów, uwielbiał za powrotem do Rzymu książąt Polskich, biskupów, i wszystek naród Polski, wysławiając przed wszystkiemi ludzkość i wspaniałość Polaków.
Oldamir, wódz Kumanów, wzbiwszy się w wielką pychę i zuchwałość, w spodziewaniu, że królestwo Węgierskie z powodu zdrożnych i niecnych obyczajów króla Władysława opanować potrafi, najechał zbrojno Węgry. Zaszedł mu drogę Władysław król Węgierski w bliskości jeziora Hood i stoczył bitwę. A gdy z obojej strony trwał bój zacięty, zerwała się nagła burza, która miecąc kurzawę na Kumanów i zasypując im oczy, wielce pomogła Węgrom i ułatwiła im zwycięztwo. Wódz Oldamir