cławskiego, zwanego Probus, pozyskał jego księstwo, do rady i potocznych zleceń rycerza pewnego Pakosława, ojca Lutka, szlachcica herbu Habdank, który swemi wysługi, zręcznością i obrotnością tak dalece sobie Henryka V zobowiązał, że wszystkich jego dworzan ubiegł w łasce książęcej i znaczeniu. Ten gdy pewnego szlachcica sąsiada swego, niewiadomo czyli przypadkiem czy przez zuchwałość zabił, bracia i krewni zabitego, których znaczna była liczba, Pakosława zabójcę oskarżyli i zapozwali przed sąd Henryka V, który tą przygodą Pakosława wielce się był zmartwił i zakłopotał. Kiedy więc Pakosławowi, w obec przyjacioł zabitego, wynoszących z płaczem swoje skargi i żądających sprawiedliwości, książę Henryk V mówić kazał w swojej obronie, ten odpowiedział dumnie i zuchwale. A zaufany w przychylności książęcia i mnogiej rzeszy stronników, którzy podżegali jego zuchwałość, rzekł hardo i z urąganiem: „że zabił szlachcica, i że tego zabójstwa nie chce bynajmniej zapierać.“ Gdy więc przyjaciele zabitego po takiém wyznaniu zbrodni domagali się sprawiedliwego wyroku, Henryk V, zgromiwszy Pakosława, upomniał go: „aby się naradził ze swoimi, i na wyniesioną przeciw sobie żałobę inakszą dał odpowiedź.“ Wyszedłszy zatém z sądu, porozumiał się z przyjaciołmi, i jeszcze hardziej potém odpowiedział: „że zarzucone mu zabójstwo rzeczywiście popełnił.“ I pełen zarozumienia mniemając, że w godności nie wiele książęciu samemu ustępował, nie chciał zaprzeczać swojej zbrodni. Taką odpowiedzią książę Henryk V zafrasowany, nie już jako sędzia ale jako przyjaciel powstał na Pakosława: „Głupcze, coza szał ślepy cię uwodzi, że własnemi usty, własném wyznaniem orzekasz na siebie wyrok śmierci? Odejdź mówię, z mego sądu, i po raz trzeci przynajmniej, póki możesz, pomyśl o ocaleniu swego zdrowia i życia. Złóż to szaleństwo, poradź się zdrowego rozumu: inaczej, jeśli powolniejszą nie wesprzesz twej sprawy odpowiedzią, doznasz we mnie raczej sprawiedliwego sędziego, niż litościwego książęcia.“ Nie poruszyło jednak Pakosława tak łaskawe i dwa kroć powtórzone upomnienie; po naradzeniu się ze swemi zwolennikami, wyznawał przecież chełpliwie i szyderczo, że zabił swego sąsiada. Na nalegania więc przyjacioł zabitego, książę Henryk V wydał na Pakosława wyrok, i na zasadzie jego własnego zeznania skazał go na śmierć: jakoż z izby sądowej, kędy się sprawa toczyła, wyprowadzono go schodami Lignickiego zamku na dziedziniec, i ścięto. A tak człowieka, którego wprzódy licznemi obsypał dobrodziejstwy i wyniósł do zaszczytów, sam potém w tej nieszczęśliwej sprawie potępił. Ale dla straconego nawet Pakosława nie zabył dawnej przychylności; jedynego bowiem syna Pakosława, młodzieńca dwadzieścia lat mającego, który się zwał Lutek, przybrał sobie za nieodstępnego towarzysza, i wielkiemi obdarzał go względami. Dworzanie przyjaciela często przestrzegali książęcia, aby ukaranego śmiercią
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/513
Ta strona została przepisana.