Pakosława syna nie chował przy sobie i na swoim dworze, z obawy, iżby ten mszcząc się swojego ojca nie uknował jakiej zdrady. „Wielce, mówili, lękamy się Lutka, jeśliż poruszy go śmierć ojcowska, i zechce na tobie poszukiwać zemsty, przemyślając w każdym czasie, w każdej chwili, jakby ją godnie twoją szkodą opłacić.“ Lekceważył książę Henryk przestrogi przyjacioł, którzy mu dobrze radzili i ukazywali grożące niebezpieczeństwo; ufał w dobrodziejstwa wyświadczone ojcu za życia, i względy okazywane synowi. Wszelako wezwał Lutka i w obecności swych zaufanych dworzan temi słowy do niego przemówił: „Widziałeś, jak szczerze pragnąłem, i z jaką starałem się o to troskliwością, aby ojca twego Pakosława ocalić od śmierci, którą sam na siebie ściągnął zabiciem człowieka niewinnego i dobrowolném w sądzie przyznaniem się do zbrodni. Nie tajno ci, że ojciec twój własną pychą swoją i szaloném zarozumieniem sporządził sobie wyrok zguby. Obieraj zatém jedno z dwojga, a to w zakresie dwóch miesięcy: albo zapomnij wiecznie kary na ojca twego przeze mnie słusznie wymierzonej, albo ustąp z mego dworu na zawsze i bez powrotu.“ Kiedy czas naznaczony do dania odpowiedzi upłynął, Lutko przybywszy do książęcia Henryka wyznał publicznie: „że ojciec jego sprawiedliwym był wyrokiem potępiony i słusznie śmiercią ukarany,“ i uroczyście zaprzysiągł: „że śmierci swojego ojca ani słowem, ani czynem, ani jawnie ani skrycie, skinieniem nawet żadném nie przypomni, a tém mniej mścić się będzie albo na nię użalać.“ Błagał książęcia: „żeby nie miał ku niemu żadnej nieufności i podejrzenia,“ i zapewniał o sobie: „że puściwszy na zawsze w niepamięć śmierć ojcowską, chce mu wiernie, szczerze i z niezachwianą służyć przychylnością.“ Oświadczenie to wycisnęło łzy książęciu Henrykowi, który uścisnąwszy go rzecze: „Będziesz we mnie miał drugiego ojca, i takich doznasz dobrodziejstw, że nie tylko ty sam, ale i twoi krewni i należący wiecznie mi za nie dziękować będziecie.“ I nie była to czcza obietnica w uściech książęcia, nadał bowiem Lutkowi liczne posiadłości, a jego samego pomieścił między najzaufańszymi dworzany, i wkrótce Lutko znaczeniem i łaskami dworu wszystkich niemal przewyższył. Otóż tego Lutka Konrad książę Głogowski różnemi namowami i obietnicami nasadził na zgładzenie albo uwięzienie pana i dobroczyńcy jego Henryka, przekładając mu, że nie godziło się wcale, aby niezasłużoną śmierć ojca miał przepuścić bez zemsty. Ten przeto upatrzywszy czas sposobny do wykonania zdrady, którą z Konradem książęciem Głogowskim ułożył, napadł z tłuszczą ludzi zbrojnych na pana swego Henryka V, kiedy nad rzeką Odrą blisko Wrocławia kąpał się i wczasował w łaźni. A lubo domownicy Henryka wiedzieli wcześniej o zamierzonym napadzie i przestrzegli o nim książęcia, on jednak kazał im: „aby byli spokojni, i żadnego nie przypuszczali podejrzenia, Lutko bowiem jego
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/514
Ta strona została przepisana.