Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/79

Ta strona została przepisana.

pogrzęzło w owych moczarach i jarugach. Wnet poskoczyli barbarzyńcy, i zatrzymanych w uwięzi śmiało pociskami razili i wytępiali. Poległ w ów czas z czołem rycerstwa znakomity wojownik Henryk książę Sandomierski; który w boju liczne odniosłszy rany, napróżno od swoich broniony, pierwej żywot niżeli oręż położył, gdy radniej mu było umrzeć chwalebnie niżeli żyć z niesławą. A lubo drugi, a potém trzeci i czwarty zastęp, bez rozkazu nawet książąt i wodzów swoich, pospieszył na pomoc pierwszemu, atoli zapędziwszy się niebacznie, prawie wszyscy przypłacili zgubą swoję gorliwość; jedni bowiem w grząskich bagnach polgnęli i potonęli, inni, z rozpaczą rzucający się na śmierć pewną, jakby ofiary własnego poświęcenia, polegli od strzał i orężów nieprzyjacielskich. Nie było zaiste drogi w tak ciężkim razie do cofania się lub uciekania przed Prusakami, którzy z przodu i z tyłu, i z prawej i z lewej strony napierali, i zamkniętych w pośrodku pociskami swemi śmiertelnie razili. Ale straszniejsze nad nieprzyjacioł były one zatopy i ligawice, które pochłaniając w swej głębi rycerzy obciążonych zbroją, więcej wygubiły wojska, niżeli nieprzyjaciel orężem zgładził albo w niewolą poimał. W ostatnim zastępie zdążający Polacy, którzy jeszcze byli na zdradzieckie wniki nie wpadli, widząc nieuchronną prawie zgubę, gdy nieprzyjaciel żadnego oporu, oni żadnego nie mieli przed sobą bezpieczeństwa, tyle przecież dziarskiej odwagi, tyle rycerskiego okazali ducha, że nie odstraszeni przygodą braci, częścią poległych, częścią utopionych w bagnie, wbiegając na ciała martwe, na ich trupach walczyli, pokąd sami nie ulegli pod ciosem, w tém przekonaniu, że dla zdradzonych i zwyciężonych nie ma innej drogi i pociechy nad śmierć chwalebną. Wszystek wtedy kwiat rycerstwa Polskiego zmiotła mściwa barbarzyńców ręka; nieprzyjaciel zdobył chorągwie Polskie; zwłoki Henryka Sandomierskiego książęcia, sromotnie z znamion swoich odarte, zaległy w stosach i zawałach innych trupów, i zniszczały w nędznym kale, – jeżeli śmiercią i zniszczeniem nazwać można zgon poniesiony dla chwały swego narodu i z świętych pobudek miłości ojczyzny. Dwaj książęta Bolesław i Mieczysław, osobnym przywodzący oddziałom, którzy zdołali przecież ujść cało, widząc większą część wojska zniesioną, w żalu po stracie brata swego, książęcia Henryka, i poległych towarzyszów broni, wrócili do Polski z szczątkami niedobitków skaleczałych i odartych. I nie tylko wtedy, ale i potém przez długi czas krewni, żony i przyjaciele opłakiwali zgon nieszczęsny tylu rycerzy; w tej bowiem przygodzie wyginął kwiat najpiękniejszy młodzieży, wybór i czoło najdzielniejszych mężów. Trudno nawet wypowiedzieć, ilu szlachetnych młodzieńców, ćwiczonych w boju rycerzy, ile koni, oręża i rynsztunków, bogactw i ozdób pożyła owa klęska, gdy niesyci zemsty barbarzyńcy srożąc się nie tylko nad zwyciężonemi ale i pogrzęzłemi w kale, wszystkich bez litości, żadnemu nie folgując wiekowi, orężem wytępiali; potém