i rozmaitemi obietnicami ściągnął do swego domu, i nocy następnej walną wyprawił im ucztę. W długiém biesiadowaniu podochociła sobie ona gawiedź; a wtedy zawiadomiony przez szpiegów, że biskup Werner przybył do swojej wsi Biskupic, przywołał brata swojego Bieniasza i rzekł z wymówką: „Jakżeż ty ścierpisz tego niecnego księdza, biskupa Wernera, który w oczach naszych śmie własność naszą zagarniać? czemu go raczej nie zgładzisz?“ Bieniasz, posłuszny rozkazom brata, wziął z sobą wszystek ów gmin Prusaków, pobiegł z nimi do Biskupic, i przybywszy tam jak sobie życzył o świcie, Wernera biskupa napadł spoczywającego w swojej komnacie sypialnej razem z bratem Benedyktem, mnichem Benedyktyńskiego zakonu (z tym bowiem i innemi zakonnikami biskup Werner w domu i poza domem przebywał zazwyczaj w towarzystwie, aby miał wszędy świadectwo swego nieskażonego życia). Zabójca wyłamawszy zawory, wpadł do sypialni, i mnogiemi a śmiertelnemi ciosy (było–to dnia czwartego Lutego) obu kapłanów zamordował; poczém zwłoki przyrzuciwszy kobiercami, a z wierzchu plewami i chróstem, umknął. Za tę zbrodnią na mężu Bożym dokonaną, jakby za pokonanie najniebezpieczniejszego wroga, od Bolesty otrzymał pochwałę. Tymczasem sługa pokojowy biskupa Wernera, który się był z obawy śmierci schował pod jego łóżko, i patrzał na to morderstwo popełnione przez Bieniasza na Bożym namaszczeńcu, nazajutrz zaraz wyjawił je i rozgłosił. Lecz morderca Bieniasz od tego czasu gdzieś zniknął i nigdy go już oko ludzkie nie widziało. Był głos powszechny, że trzeciego dnia po spełnioném zabójstwie ziemia go pochłonęła, słusznym nieba wyrokiem za zgładzenie niewinnego biskupa. Ale i Bolesta kasztelan Wiski, który głównym był sprawcą morderstwa dokonanego na mężu prawym, świątobliwym i biskupią dostojnością zaszczyconym, srogą i godną swojej zbrodni zginął śmiercią. Zwłoki biskupie zaniesiono do kościoła Płockiego i wśród rzewnego płaczu duchowieństwa z czcią wielką pochowano. W jego miejsce nastąpił Lupus kanonik Płocki. Lękał się i Bolesław książę Polski smutnych dla kraju i rządów swoich następstw z powodu zabicia biskupa. Już bowiem Piotr arcybiskup Gnieźnieński złożył był radę z innymi biskupami i rzucił klątwę na całą prowincyą Polską, a wysławszy zastęp ludzi zbrojnych, Bolestę kazał schwytać i przyprowadzić do Gniezna; poczém na zwołanym zjeździe powszechnym, kędy przytomnymi byli tenże Piotr arcybiskup Gnieźnieński, Gedeon Krakowski i Bernard Poznański biskup, tudzież wszyscy dostojnicy Polscy, powołał rzeczonego Bolestę przed sąd, któremu sam przewodniczył, skarżąc go o popełnione na Wernerze pomazańcu Bożym morderstwo. Nie śmiał Bolesta zapierać się swojej zbrodni, wiedząc iż od licznych świadkow snadno byłaby mu dowiedzioną; stanowczym przeto wyrokiem skazany został na karę ognia. Nie przestał zaś arcybiskup
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/86
Ta strona została przepisana.