Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/143

Ta strona została przepisana.

wybuchnęła pożarem. Władysław bowiem król Polski, do prowadzenia rozpoczętej wojny i zajmowania się sprawami publicznemi, które osobistej króla wymagały obecności, czując się dla wieku sędziwego za ciężkim i mniej sposobnym, nakazał na uroczystość Ś. Trójcy, dnia czternastego miesiąca Czerwca, w mieście Chęcinach zjazd walny wszystkich ziem swoich: gdzie naradziwszy się z swemi prałatami i panami o wojnie przedsięwziętej z zakonem Krzyżackim i o sprawach swego królestwa, wydał pewne rozporządzenia i nakazy (ordinationes et edicta). Pomiędzy innemi, syna swego Kazimierza książęcia, mającego na ów czas lat dwadzieścia jeden, młodzieńca takich zdolności, że już wtedy znać dawał, jak znacznie wywyższyć miał to królestwo, na które po ojcu spodziewanym był następcą, przełożył nad Wielką Polską, i powierzył mu rządy tej ziemi, z zwierzchnią i zupełną władzą, aby sprawy jej domowe szczegółowo i troskliwie miał na pieczy, sam zaś król aby wolny od starunku około ziem odleglejszych królestwa pozostawać mógł w Krakowie. Tym celem Wincentemu wojewodzie Poznańskiemu nakazał złożyć rządy Wielkiej Polski. Syna zaś Kazimierza mnogiemi i surowemi przestrogami upomniał: „aby dla poddanych sprawiedliwym był rządcą i panem, a o odzyskanie ziemi Pomorskiej i innych pogranicznych ziem królestwa, opanowanych przez Krzyżaków, Sasów i Czechów, starał się z wytężeniem wszystkich sił, zabiegów i środków; wdzierstwa napastniczych Prusaków, tych dojrzewającyh w swojem gnieździe jaszczurek, aby idąc za przykładem ojca orężem gromił i odpierał.“ Przyczóm ostrzegał go: „że jeżeli w sercu zachowa stateczną miłość i bojaźń Boga, doznawać będzie od poddanych wiernej zawzdy przychylności, a we wszystkich sprawach swoich szczęścia i powodzenia.“ Takiemi zaleceniami syna oświeconego i utwierdzonego, który ojcowskie powinności wypełnić przyrzekał, z poczesnym rycerstwa zastępem, nie bez rzewnego łez wylania, wysłał do Wielkiej Polski; sam zaś pozostał w Krakowie, aby lata sędziwe spędzał na łonie słodkiego pokoju. Ale co w jego rozporządzeniu miało być utwierdzeniem królestwa, to wkrótce stało się źródłem wielkich nieszczęść. Wojewoda bowiem Poznański, Wincenty z Pomorzan, rodem szlachcic, z domu, który w herbie nosi opaskę, w polskim języku zwaną Nałęcz, rozżalony i zjątrzony srodze odjęciem mu starostwa Wielkiej Polski i płynących z niego korzyści, które wysoko podniosły były jego znaczenie i wziętość, pełen gniewu i oburzenia, jak gdyby własne jakie utracił dziedzictwo, chociaż rzeczona godność udzielać się zwykła jedynie z łaski, jak ją rzeczywiście i on pozyskał; przewidujący przytém z obawą, że niektóre jego złe sprawki po ustąpieniu z wielkorządztwa wyjdą na jaw i uzbroją przeciw niemu nienawiść i zemstę: uknuł w myśli występny zamach na ojczyznę, szczęściem nie zamierzający jej ostatecznej zguby; czyn nieprawy,