tuł wojewody Poznańskiego, który był wodzem nieprzyjacielskiego wojska i kierował całą wyprawą, wysyła tajemnie gońców, z upomnieniem: „aby „ochronił przynajmniej szczątków skołatanej i nieszczęśliwej ojczyzny, którą on swoją zdradą do takiej przywiódł niedoli, że się nad nią sami nieprzyjaciele litowali; a iżby swoje rady i usiłowania, dotychczas zgubę jej niosące, zwrócił raczej ku jej zbawieniu i utwierdzeniu. Jeżeli nie sromał się wydać zdradziecko ojczyznę nieprzyjaciołom, aby tém mniej wahał się zdradzić dla ojczyzny nieprzyjaciela. Przyczém miał być pewnym, że zdrada przeciw królowi i ojczyznie popełniona będzie mu przebaczoną, jeżeli zbrodnię mażąc zbrodnią, Krzyżaków doprowadzi do zguby i słusznej podda ich zemście.“ Wzruszyła ta namowa zdrajcę Wincentego: już bowiem gniew jego, spowodowany utratą Wielkopolskiego starostwa, nasycił smutny widok ojczyzny pogrzebionej w rumach i popiele; uczuł żal i zgryzotę sumienia, wyrzucającego mu tak niecne i sromotne czyny, które jemu i potomstwu jego wieczną przynieść miały hańbę. Oświadczył zatém, „że do wszystkiego, coby ojczyznę ratować mogło, wierną chce być pomocą, i słuchać we wszystkiem rozkazów króla Władysława.“ Jakoż w sposobnej porze, nocą, udawszy przed Krzyżakami jakoby wychodził na wzwiady, przybył do króla, a z nie wielu świadkami przypuszczony do tajemnej rozmowy, prosił naprzód króla i syna jego książęcia Kazimierza, ażeby mu to wszystko, czego się przeciw królowi i jego synowi dopuścił, przebaczono. Co gdy bez wahania się wyjednał, oznajmił zaraz, „że wojsko nieprzyjacielskie, jakkolwiek znaczne liczbą, w rzeczy samej było słabe i nikczemne, raczej w tabory wielkie niżeli siłę zamożne; że gdyby kto odważył się na nie uderzyć, snadnoby je zwyciężył, pochopniejsze bowiem było do ucieczki niżeli do walki, a dla mnogich łupów i juków z ciężkością się poruszające i zawsze trwożne o ich utratę; że gmin tak wielki i przeważny liczbą małej garstce rycerstwa niezawodnie ustąpi.“ W ten sposób obszernemi i dowodnemi słowy umysły Polaków pokrzepił. Aby zaś o tém co twierdził powątpiewać nie chciano, oświadczył się sam gotowym do stoczenia bitwy i uderzenia z przodu na nieprzyjaciela, zapewniając, że wstrzyma pierwsze jego natarcia, które zwykle bywają najżwawsze i najsilniejsze. Mowa ta wielce uradowała króla i rycerstwo, wlała w ich serca nadzieję zwycięztwa, i ku wielkim czynom ożywiała dzielność. Bo nigdy przydatniejszym nie bywa przyjaciel, jak kiedy udaje nieprzyjaciela; a nawzajem, nigdy szkodliwszym nieprzyjaciel, jak kiedy za przyjaciela uchodzi. Władysław król Polski osięgnąwszy, czego najbardziej sobie życzył, powziął dobrą otuchę, i umyślił, skoro szczęśliwa nadarzy się pora, uderzyć śmiało na wroga. Z tą nadzieją i wzajemną umową Wincenty, złożywszy uroczyste przyrzeczenia, upomniany raczej niżeli proszony, aby szczerze dotrzymał tego co przyobiecał, wrócił do obozu Krzyżaków,
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/150
Ta strona została przepisana.