oznajmując, że jak się osobiście wywiedział, „wszędzie panowała cisza i spokojność.“ Władysław zaś król Polski, chociaż dobrze rozumiał, że ani potęgą ani liczbą nie mógł sprostać przeciwnikowi, postanowił jednak doświadczyć szczęścia i nazajutrz bój stoczyć z nieprzyjacielem: osądził bowiem, że lepiej było na wszelką narazić się ostateczność, niżeli unikać bitwy z najezdnikiem, który kraj cały pogrzebał w gruzach i popiołach. Synowi wszelako Kazimierzowi z pośrodka szeregów kazał ustąpić do jednej z twierdz warowniejszych, zleciwszy nad nim straż i opiekę Grzegorzowi Nekandzie, rycerzowi z rodu Toporczyków, aby w przypadku, gdyby nieprzyjaciel odniósł zwycięztwo, miał kto ratować królestwo i ojczyznę. Już wojsko Krzyżackie do Prus wracało, już stanęło było pod Płowcami, dziedziną królewską, zwaną inaczej Blewo, wioską lichą, ale z przyszłej klęski Prusaków mającą w dziejach zasłynąć, blisko miasteczka Radziejowa, kędy rozległa się płaszczyzna obszerna i sposobna do rozwinięcia bojowych szyków, miejsce otwarte, żadną do koła nie zasłonione zaroślą, i w dalekie strony podające widok. Tam nieprzyjaciel położył się obozem, gdy z nagła król, o którym mniemano że już cofnął się był w odwrocie, dnia dwudziestego siódmego Września, o brzasku wschodzącego słońca, ukazał się z swojém wojskiem, hufcami sprawionemi do boju, i w gotowości do stoczenia walki. Krzyżacy długo byli w niepewności i nie mogli zrozumieć, czy tylko udawał tę ochotę, czy rzeczywiście kusił się o spotkanie; aż dopiero gdy wzmagający się szczęk oręża i rżenie koni usunęły wszelką wątpliwość, powstał w obozie Pruskim nadzwyczajny popłoch i zamieszanie, i taka trwoga opanowała umysły, że z wielkim krzykiem i wrzawą napróżno spieszyli zebrać się i ustawić szyki. Aby zaś Polacy na spłoszonych i nieprzygotowanych nagle nie wpadli, opasawszy swe obozowisko łańcuchem żelaznym, raczej kupą gromadną niżeli w porządnych stanęli chorągwiach. Wnet wziąwszy się do broni i sporządziwszy jak mogli swoje hufce, wyszli na spotkanie z królem i jego wojskiem. Władysław król, dla gęstej mgły, która tak świat była zamroczyła że mąż męża zaledwie mógł widzieć, wstrzymał nieco swoje wojsko, a tymczasem krótką, ile czas pozwolił, lecz żwawą przemową upomniał je i zachęcił: „Jakichże-to, rzekł, widzicie nieprzyjacioł? oto niewdzięczników, którzy dziada mego Konrada wytuczeni łaskami i dary, aż do tego przychodzą zuchwalstwa, że na zgubę naszego królestwa i ostateczną was wszystkich powstają zagładę; którzy niepomni na doznane od narodu Polskiego dobrodziejstwa, nie przestając na zagarnieniu niesłuszném ziemi Pomorskiej, i wymordowaniu w niej moich i waszych braci, ojczyznę naszą, z której powstali i wzrośli, łupiestwy i pożogami zniszczyć usiłują, i mają sobie to za sromotę, że między nami żyje pamięć pierwotnego ich gniazda i zaprowadzenia. Których gdyby występna nie unosiła pycha i chciwość
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/151
Ta strona została przepisana.