Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/212

Ta strona została przepisana.

wał i Kazimierzowi królowi Polskiemu nie puszczał bezkarnie, ale jak najspieszniej posłał na Ruś swoje wojska, i z innymi Rusinami, którzy mu pozostali wiernymi i posłusznymi, usiłował skruszyć jarzmo, niedawno przez króla Polskiego na Rusinów wtłoczone.“ Chan Tatarski, zniewolony takiém poselstwem, które się zdawało szczerém i przychylném, wyprawił na Ruś potężne wojsko, w celu splądrowania królestwa Polskiego i przywrócenia ziem Ruskich pod swoję zwierzchność i prawa. Skoro więc gruchnęła wieść o nowej i tak niespodziewanej wojnie, słusznie przeraził się nią król Kazimierz, uwiadomiony zwłaszcza od szpiegów i wiernej sobie służby, że horda Tatarów, sama przez się liczna i potężna, zwiększoną była znacznie posiłkami Daszka i Daniela z Ostrowa, tudzież wielu Rusinów sprzysiężonych do buntu. Ale chociaż nie czuł się na siłach, aby mógł sprostać takiej potędze, osądził jednak za rzecz niegodną ukrywać się w ścianach domowych albo lasach; lecz ściągnąwszy na prędce i z starannością z wszystkich ziem swoich wojska, wyruszył przeciw wrogom, i stanął obozem na jednym brzegu Wisły, aby im wzbronić przejścia; dowiedział się bowiem z pewnością od szpiegów, że nieprzyjaciel ciągnął nad Wisłę, i chciał się przez nię przeprawić. Postanowił zatém bronić tylko przeprawy, a otwartego boju unikać; gdyby zaś widział, że może snadno wziąć górę, napierać na przeciwników i sposobnej nie zaniedbywać pory. Stało się jak król przewidywał: nadciągnęli bowiem nad Wisłę w gęstych tłumach Tatarzy i Rusini, zamierzając przepławić się przez rzekę, obyczajem Tatarskim ująwszy się końskich ogonów. Ale gdy na drugim brzegu postrzegli lud zbrojny, konie i rynsztunki i wojsko gotowe do odporu, zaniechali przeprawy, nie śmiejąc na jawne narażać się niebezpieczeństwo. Stały przez dni kilka po obu stronach rzeki przeciwne sobie obozy, i ścierały się tylko w lekkich harcach, miotając na siebie z łuków, kusz i proc polowych pociski; a gdy nikt inny nie doznał szkody, poległ przypadkowo ugodzony strzałą Tatarską mąż znakomity Wojciech Czelej z Wrzawy i Sepnicy, wojewoda Sandomierski, herbu Habdank. Widząc wreszcie Tatarzy i Rusini, że przez Wisłę przeprawić się nie zdołają, nawrócili tą drogą którą przyszli, i roznieśli tylko w powrocie barbarzyńskie łotrostwa i łupieże. Podstąpiwszy potém pod zamek Lubelski, który w owe czasy był z drzewa zbudowany, dobywali go przez dni kilkanaście: ale gdy załoga królewska dzielnie go broniła, zawiedzeni w nadziei, cofnęli się do swoich siedlisk, zabrawszy z sobą gmin wielki obojej płci brańców.