Tegoż roku Kazimierz król Polski, osobliwszą wiedziony pobożnością, i wielce nad tém bolejący, że klasztor zakonu Cystersów w Mogile pod Krakowem, od swego założyciela Iwona z Końskich biskupa Krakowskiego poczęty, nie był dotychmiast wykończony, z wspaniałą i królewską hojnością wyprowadził mury rzeczonego klasztoru od strony południowej i z wierzchu je pokrył. Kościoł także przyozdobił sklepieniem, poczynając od wieży kościelnej ze wschodu aż do końca ku zachodowi, i dał na niém poprzeczne łuki od północy i od południa.
Bóg w swych wyrokach sprawiedliwy, dając poznać, jak mu niemiłém było i dla wszystkich zgubném niecne i okrutne morderstwo na Marcinie Baryczce, wikaryuszu kościoła Krakowskiego, z rozkazu Kazimierza króla Polskiego dokonane, i przepuszczając swój gniew nie tylko na rzeczonego króla Kazimierza, ale i na wszystek lud Polski, wzbudził przeciw niemu dawnego nieprzyjaciela, nie w łuku swoim i dzielności miecza, albo w otwartym boju pokładającego swoję ufność, lecz w potajemnych i zdradzieckich napadach nawykłego z porwaną zdobyczą po łotrowsku uciekać. Tegoż samego bowiem lata, a nadto i w zimowej porze, Litwini po kilka kroć nawiedzali królestwo Polskie; a naprzód ziemię Łukowską, potém Radomską, naostatek Sandomierską niespodzianie i szybkiemi zagony najeżdżali, a popełniwszy liczne i bezbożne morderstwa, gwałty i łupieże, zagarnioną zdobycz w brańcach obojej płci i stadach bydlęcych uprowadzali do Litwy. Przez takowe nachody, nagłe i często powtarzane, wielce spustoszyli królestwo Polskie, trapiąc lud pospolity nie tak swém dzikiém okrucieństwem, jak ustawiczną obawą i nagłością najazdów. A lubo szlachta i rycerze Polscy, oburzeni temi napadami, zebrawszy hufce konne i piesze, wystąpili przeciw nim i w pojedynczych ścierali się walkach, aby im wydzierać zabrane łupy i gnanych w niewolą włościan, chłopów, przyjacioł i dzieci; w tych jednakże bitwach z dopuszczenia Bożego Polacy zwykle pierzchali, a Litwini otrzymywali zwycięztwo, choć drogo nieraz krwią okupione.