Odjął albowiem Bóg Kazimierzowi królowi Polskiemu i jego narodowi, słuszną karą za zabicie swego Chrystusa i inne przestępstwa, dawne szczęście i powodzenie, a uchyliwszy mu swojej łaski, rozmaitemi nawiedzał go klęskami, tak, iż cokolwiek czynił albo czynić zamyślał, opak mu wypadało albo całkiem się nie iściło; a lud jego z Litwinami i Rusią pojedyncze zwodząc walki, zwykle ulegał zwycięzcom i wpadał w ręce przeciwników. Sam też król Kazimierz, niefortunny w swoich czynach i zamiarach, u sąsiadów i nieprzyjacioł stał się celem pogardy i urągowiska: i zarówno król, jak wszyscy poddani królestwa, tylu znękani przeciwnościami, tylu klęskami przywaleni, sami głośno wyznawali, że czują nad sobą karę Bożą za popełnione na słudze jego morderstwo, jeszcze odpowiednią nie zgładzone pokutą.
W uroczystość Trzech królów, Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, odprawił synod prowincyalny w mieście Kaliszu, na który Bodzanta biskup Krakowski, Wojciech Pałuka Poznański, Zbilut Włocławski, Klemens Płocki, Jan Lubuski i Przecław Wrocławski zgromadzili się wraz z swemi kapitułami.
Ludwik król Węgierski, pomny na krzywdę i morderstwo swego brata, i zapalony żądzą zemsty, która się zwykle ożywia wspomnieniem, na nowo wziąwszy się do oręża, tak z własnym jak i najemnym ludem ruszył zbrojno przeciw Joannie królowej Sycylijskiej. Około dnia Ś. Jerzego opuścił Sienę i morzem popłynął do ziemi Neapolitańskiej, którą ogniem i mieczem spustoszył, pozdobywał zamki, z miast jedne poburzył, drugie srodze ucisnął, aż wreszcie na prośbę papieża Klemensa VI, powściągnąwszy swój gniew, złożył oręż i przybył do Rzymu, gdzie go z czcią należną przyjęto; poczém wrócił do Węgier. Nieuspokojony wszelako, wyprawił Karola, syna Roberta, do Neapolu, ażeby się pomścił na Joannie morderstwa jej męża. Ten pokonawszy wojska Joanny, zdobywszy szturmem Neapol, a wnet całe królestwo Sycylijskie pod swoję władzę podbiwszy, Joannę w Castro nuovo obległ. Ale gdy Ludwik Andegaweński przybył na odsiecz, upomniany od papieża, aby nie przelewał krwi Franków, odstąpił od oblężenia. Niezadługo jednak potém, rzeczony Karol Durachin, za namową i wsparciem Urbana papieża (który swym nierozsądkiem, że nie powiem szaleństwem, spowodował wtedy w kościele od-