w tej przygodzie w niewolą Zbigniew z Oleśnicy, rycerz herbu Dębno (dziad Zbigniewa kardynała biskupa Krakowskiego), który aż do śmierci kulał z potłuczenia nóg w onej klęsce. Nawoj z Tęczyna, syn Jędrzeja z Tęczyna wojewody Krakowskiego, wśród zamieszania wymknął się z rąk Wołochom; gdy jednakże nie śmiał się ojcu i przyjaciołom pokazać, z miejsca poniesionej klęski zbiegł do Rzymu i został księdzem (już bowiem żona, którą był miał jedyną, umarła). Ten później wróciwszy do ojczyzny, wyniesiony był na godność dziekana. Ów zaś las gęsty za czasem wytrzebiono, i powstały w tém miejscu pola uprawne. Jedenaście chorągwi zabrano w tej klęsce, z których trzy królewskie czyli ziemskie, Krakowska, Sandomierska i Lwowska, dziewięć rycerskich, to jest Toporczyków, piastowana przez rzeczonego Nawoja, druga Leliwczyków, trzecia Lisowczyków (Vulpium), czwarta Rawitów, piąta Gryfitów, szósta Szreniawitów, siódma Habdanków, ósma Półkoziców, a dziewiąta Strzemieńców (Streparum).
Po klęsce Wołoskiej nastąpiła inna, cięższa wprawdzie ale znośniejsza, bo jej rozumem ludzkim nie można było zapobiedz. Zaraza bowiem gorączkowa, czy to od Boga za liczne grzechy i przestępstwa na ludzi zesłana, czy gwiazd niebieskich biegiem, położeniem, spotkaniem, lub inną jaką przyczyną tajemnie spowodowana, wszystkie niemal na zachodzie królestwa nawiedziwszy, rozgościła się nareszcie w Polsce, Węgrzech, Czechach, tudzież podległych im i sąsiedzkich ziemiach, i wszystkie miasta, miasteczka i wsie królestwa Polskiego takiej nabawiła klęski, że trwając ciągle przez sześć miesięcy, większą część ludności wszelakiego stanu i płci obojej wytępiła. W samém mieście Krakowie dwadzieścia tysięcy ludzi na tę zarazę wymarło. Niektóre zaś miasteczka, wsie i włości tak srodze tą plagą były dotknięte, że pozamieniały się prawie w pustynie. Nie było komu nawet grze bać umarłych. Była–to klęska bezprzykładna; gdy bowiem większa część ludności wyginęła, miasta i wsie z mieszkańców ogołocone stanęły wszędy pustkami. Zaczęła się zaś ta zaraza około dnia Ś. Michała, objawiwszy się przez gwałtowne gorączki, bolaki, wrzody, dymienice, które wielką zrządziły śmiertelność; a potém z pewnemi przerwami, nie bez wzmagania się jednak grasując między ludźmi aż do połowy roku następnego, z taką na reszcie w ciągu trzech miesięcy wybuchnęła srogością, że w wielu miejscach