Jarosław arcybiskup Gnieźnieński, doznając w dobrach swych stołowych w powiecie Łęczyckim krzywdy i napaści od niektórych z rycerstwa i szlachty Mazowieckiej, a szczególniej Petrasza, syna Krystyna, wojewody Płockiego, dokuczających mu niesłusznemi wydzierstwy, napadami i grabieżą, przez dwa lata niemal całe słał wielokrotne posły i listy do książęcia Mazowieckiego Ziemowita, z prośbą, aby rzeczonego Petrasza, jako swego poddanego, zmusił do powrócenia szkód zrządzonych i spokojnego zachowania się na przyszłość. Ale gdy książę Ziemowit ociągał się z wymierzeniem sprawiedliwości na Petrasza za krzywdy poczynione kościołowi Gnieźnieńskiemu, czy-to dla zatrudnień osobistych, czy z umysłu patrząc na nie przez szpary, inni zaś pozeznawali, że takowych pokrzywdzeń i napaści rzeczywiście Petrasz się dopuścił, użył arcybiskup duchownego oręża, dotąd cierpliwie w pochwach trzymanego, i na całe księstwo Mazowieckie interdykt kościelny położył. Książę Mazowiecki Ziemowit dotkniony boleśnie takowym ciosem, zwłaszcza iż wszyscy duchowni i świeccy zwalali całą winę na niego, udał się w prośby, aby księstwo jego uwolniono od klątwy, przyrzekając, że na Petraszu wszelaką wymierzy sprawiedliwość. Lecz gdy Jarosław arcybiskup Gnieźnieński nie już sądu sprawiedliwego i dochodzenia krzywd sobie poczynionych, zdzierstw i łupiestw, które aż nadto były jawne i udowodnione, ale rzeczywistego wynagrodzenia żądał, wszyscy bowiem za nie cierpieli i srodze byli umartwieni, poruczono sprawę sędziom obustronnym, którzy wyrokiem swym przysądzili Jarosławowi arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu dwie wioski, mające na wieczne czasy przydzielić się do jego kościoła, na wynagrodzenie szkód przezeń poniesionych. Tym wyrokiem zaspokojony Jarosław cofnął wydany interdykt.
Z podeszłym wiekiem opuszczało Jarosława arcybiskupa Gnieźnieńskiego ciepło żywotne; wzrok przytém dnia dwudziestego pierwszego Gru-