była uczestniczką. Ale wkrótce dosięgła ją rózga zasłużonej kary z nieba. Węgrzyni bowem, którzy z nią do Krakowa przybyli, zwykłym sobie obyczajem poczęli wozy ze zbożem i sianem sprowadzane na targ do Krakowa zabierać i łupić. Rycerz Przedbor z Brześcia, bojąc się, aby jego wozów i siana, które do swego domu, stojącego przy fórtce Bocheńskiej, miał prowadzić, toż samo nie spotkało, postawił swą czeladź na straży przeciw tym zwykłym napaściom. Gdy więc Węgrzyni rzucili się na siano dla Przedbora sprowadzone, aby je rozerwać, a czeladź Przedbora bronić wozów poczęła, powstał krzyk i wrzawa, jedni bowiem i drudzy wołali swoich na pomoc, zbiegało się mnóstwo Polaków i Węgrów, zkąd wielka powstała zawierucha. Dla jej uśmierzenia Jaśko Kmita z Wiśnicza, herbu Szreniawa, z rozkazu królowej Elżbiety siadłszy na koń poprowadził za sobą rotę pieszych drabów; lecz kiedy usiłuje tłumy rozpędzić, strzałą jakiegoś Węgra, którego imię i stan nie były wiadome, ugodzony w szyję, tam gdzie właśnie schodzą się żyły krwiste, spadł z konia i natychmiast ducha wyzionął. Skoro wieść o jego śmierci po mieście gruchnęła, bracia Kmity, krewni i domownicy, oburzeni srodze, zbiegli się w wielkiej liczbie, i wszystkich Węgrów, nie tylko tych którzy owego zaburzenia byli przyczyną, ale i innych tu owdzie po gospodach mieszkających, mszcząc się śmierci swoich krewnych lub panów, z wściekłością i bez żadnego względu na ich stan i godność pomordowali. Rycerz pewien Sławak, Michał Pogan, z sieni swojej gospody, gdzie mniemał że jest bezpiecznym, wywleczony, nędzną zginął śmiercią. Dwóch zacnego urodzenia młodzieńców, których Elżbieta królowa tak dla ich przymiotów osobistych jako i zasług ich rodziców wielce miłowała, Przedbor z Brześcia, do którego domu uciekli, schował u siebie przed niebezpieczeństwem w jednej z głębszych komnat; ale gdy tenże Przedbor wyszedł z domu i pobiegł na zamek, aby królową stroskaną w żalu pocieszyć, domownicy Przedbora wybiwszy drzwi, porwali owych młodzieńców, pozdzierali z nich odzież i srebrne pasy, i obu zamordowali, a ciała przez mur wyrzucili. Osobliwie braci i czeladź domową Kmity taka wściekłość opanowała, że Węgrów uciekających do zamku szablami i strzałami z łuków zabijali. Tych zaś, którzy zdołali uciec, i których niewiasty i panny po domach poukrywały, wywłóczyli i z okien na dół strącali. Stu sześćdziesięciu Węgrzynów w dniu tym wymordowano. Królowa Elżbieta, poniechawszy tańców i krotofil, później niż na wiek jej podeszły przystało, kazała zatrzasnąć wrota zamkowe, i przez trzy dni na wieżach mocne trzymać straże, ażeby reszty Węgrów nie wysieczono. Niezadługo potém z płaczem i szlochaniem, wyrzekając na swój los, z Krakowa i z Polski wyjechała, dawszy Piotrowi Kmicie, acz bardzo jeszcze młodemu, na pocieszenie go po stracie ojca, starostwo Łęczyckie, i wróciła do syna
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/356
Ta strona została przepisana.