Dnia dwudziestego dziewiątego miesiąca Września ukazała się na niebie między baranem i bykiem gwiazda ogoniasta, kometą zwana, która od zachodu ku wschodowi (contra firmamentum) w okolicę niedźwiedzicy większej bieg i miotłę zwracając, szybko się posuwała. Trwała tylko przez pięć nocy, przepowiednia przyszłego rozerwania w kościele i odmian tak w świecie duchownym jako i rządach, które w tym roku nastąpiły.
Po śmierci Grzegorza XI, który przesiedziawszy na stolicy lat ośm, za powrotem z Awinionu w Niedzielę czwartą postu umarł i w kościele Ś. Piotra pochowany został, gdy dla obrania nowego papieża kardynałowie, pod ów czas prawie wszyscy cudzoziemcy zaalpejscy, krom czterech Włochów, weszli do konklawe, obległ ich lud Rzymski, grożąc każdemu z kardynałów śmiercią, jeśliby nie wybrali rodowitego Rzymianina. Kollegium bowiem kardynałów składało się w większej części z Francuzów. Obawiali się Rzymianie, żeby z przyczyny obrania papieżem Francuza nie przeniesiono kuryi do Awinionu i przez to nie pozbawiono Rzymian wielu korzyści. Ale kardynałowie zebrani na elekcyą, lubo zgodnemi głosy obrali Roberta, kardynała prezbitera tytułu kościoła dwunastu Apostołów, Genewczykiem zwanego, i nazwali go Klemensem VII, z obawy jednak śmierci i wzniecenia zaburzenia między ludem Rzymskim, który nie przestał oblegać konklawe, takiego użyli pozoru i wybiegu: Znajdował się wtedy w Rzymie między innymi rodem Rzymianami i kardynałom dobrze znanymi, Bartłomiej biskup Barski, który udając nadzwyczaj świątobliwego i pobożnego kapłana, w wielkiém był u ludu poważaniu. Tego więc kardynałowie przyzwawszy do konklawe, prosili, aby ich zasłonił przed zemstą ludu grożącego im zagładą, i udał że obrany został papieżem; a gdy oni wyjdą z Rzymu z prawdziwym papieżem Robertem czyli Klemensem VII, dla nadania mu imienia i insygniów, aby i on razem ustąpił. Przystał na to