Pod tenże czas Polacy, prześladowani od przeciwnego losu, dotkliwą dla kraju ponieśli stratę. Szlachta bowiem Węgrzyni, którym król Ludwik główniejsze zamki na Rusi, od Kazimierza niegdyś króla Polskiego krwią Polską nabyte, w zamiarze oderwania ziem Ruskich od Polski a przyłączenia ich do Węgier, Polakom poodbierał i dzierżawą powypuszczał, dowiedziawszy się o śmierci króla Ludwika, rzeczone zamki, które w swych ręku dzierżyli, jako to Kamieniec, Olesko, Hrodło, Łopatyn, Śniatyn, wydali książęciu Lubartowi, pod ów czas władcy Łuckiego zamku. Przekupieni od niego wielką ilością złota i srebra, posprzedawali zamki królestwa Polskiego ich posiadaniu zwierzone; a ustąpiwszy z nich, objuczeni podłym zyskiem wynieśli się do Węgier. Nie przepuściła im wszelako królowa Elżbieta, wdowa po królu Ludwiku, tego przeniewierstwa bezkarnie; wielu z nich bowiem więzieniem, wielu śmiercią skarała; dobra ich, dziedzictwa i wszelakie posiadłości przydzieliła do skarbu królewskiego, i tak ich samych jako i wszystko ich potomstwo naznaczyła wieczystém piętnem niesławy.
Zygmunt margrabia Brandeburski wyjechawszy z Poznania przybył w dzień Ś. Wacława do Gniezna, gdzie od Bodzanty arcybiskupa Gnieźnieńskiego, który przed ośmiu dniami już był objął stolicę arcybiskupią, od całego duchowieństwa i ludu wyległego processyami ze czcią był przyjmowany. Po odprawionym zaś dnia ostatniego Września w kościele Gnieźnieńskim z wielką wspaniałością pogrzebie króla Ludwika, odjechał do Kujaw. Po drodze zatrzymał się był w Brześciu, gdzie inni znowu z pomiędzy panów i szlachty Wielkopolskiej powtórzyli dawną prośbę, aby Domarata od rządów i starostwa Wielkiej Polski usunął. Ale gdy Zygmunt, usłuchawszy rady ludzi młodych i lekkomyślnych, oświadczył: „że tego wcale nie uczyni,“ a nadto przydał jakoweś pogróżki