Domarat ledwo połowę wojska zdoławszy jako tako uzbroić, drugą połowę zabrawszy bezbronną, wyskoczył z obozu, i hufce nie sprawione jeszcze do boju poprowadził na Sędziwoja, z którym do razu bitwę stoczył. Ale z onych rycerzy Domarata jedni legli pod mieczem, drugich postrącano z koni; reszta bezbronnych niebawem pierzchnęła w popłochu. Sędziwój Swidwa, sztuki wojennej mało świadomy, opuściwszy pole bitwy, gdy sam i z drużyną swoją pogonił aż o mil kilka za nieprzyjacielem, tnąc na zabój ściganych i zabierając w niewolą, zwycięstwo tak szczęśliwie odniesione najsromotniej z rąk wypuścił; jakby Opatrzność nie chciała do końca darzyć pomyślnością tego, który kościoły Boże i dobra do nich należące tak srodze połupił i popustoszył. Albowiem Wierzbięta z Smogulca, stronnik Domarata, który nocy poprzedniej stał obozem za Wartą pod Obrzyckiem, nie spodziewając się bynajmniej bitwy, szedł właśnie z posiłkiem stu kopijników i pięciuset pieszych rycerzy, dla połączenia się z wojskami Domarata. Skoro się więc dowiedział o stoczonej bitwie i klęsce Domarata, wiadomość tę, któraby kogo innego była zmieszała, wziął za pobudkę do śmielszego działania, i szybkim pochodem spieszył na pobojowisko. Tu napotkawszy rycerzy Sędziwoja pojedynczo rozbiegłych po włościach, już-to w pogoni za uciekającymi, których chwytali i odprowadzali do obozu, już w zabawie około łupów i zbierania broni po nieprzyjacielu, której kilka stosów uskładano, bił ich, gromił i tępił; z mężniejszych i usiłujących stawić opór, każdy życiem przypłacał. A tak wojsko, przed chwilą zwycięzkie, nawzajem pobite uległo zwycięzcy; jeńcy z rycerstwa Domarata zostali odbici i uwolnieni. Niebawem starosta Domarat i rycerstwo jego zbiegłe z placu poczęło się na nowo zbierać i odzyskiwać wziętą zdobycz; wsiadło wreszcie na karki przeciwnikom, i z szyderstwem urągało się swoim zwycięzcom. Sędziwój Swidwa, wracając z pogoni za uciekającym nieprzyjacielem do jego obozowiska z zabranemi łupami i jeńcy, gdy się dowiedział o klęsce swoich a zwycięztwie przeciwnika, z ludem zbiegającym się około niego postanowił uderzyć na nieprzyjacioł. Ale ujrzawszy wielkie ich mnóstwo przed sobą, zmieszany, zawołał na swoich, aby się każdy według możności ratował; a sam dosiadłszy konia, z kilku towarzyszami umknął do zameczku Ostroroga, należącego do Dzierżysława Grocholi, kasztelana Santockiego, i w ten sposób uszedł rąk Domarata i Wierzbięty, którzy go z wielką zapalczywością ścigali. Resztę jego rycerstwa Domarat rozzbroił, pozabierał konie, a lud zagarnął w niewolą. Nie mała także była liczba zabitych. W rzeczonej bitwie, z rozmaitém toczonej szczęściem, z obydwóch stron jednakie rozlegały się okrzyki, świadcząc, że walczący z sobą nieprzyjaciele przeciwnemi sobie byli raczej niechęcią niż orężem, a z samych okrzyków znać było, że wszyscy w jednej dziedzinie i pod jedną żyli władzą. Owych zaś niechęci i zatargów, wszczętych
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/409
Ta strona została przepisana.