oblężeniem i z jak największą usilnością dobywać począł. Mieszczanie Gdańscy, których część liczniejszą składali Niemcy, skłaniając się z jawną przychylnością na stronę margrabiów Brandeburskich, gotowi przyjąć ich władzę i panowanie, postanowili poddać im miasto. W takiém niebezpieczeństwie Bogusz (Bogussa) sędzia Pomorski i strarosta Gdański, wraz z Albertem, Wojsławem, tudzież znaczną liczbą rycerzy i szlachty ziemi Pomorskiej, którzy rozkazem jego przywołani na obronę zamku przybiegli, widząc się zewsząd zagrożonym, (lękać się bowiem przychodziło, że mu wkrótce żywności zabraknie, i uledz trzeba będzie nie tak przemocy, nieprzyjaciół, jako raczej zdradziectwu i jawnemu odstępstwu Gdańszczan), zwołał na radę liczne grono mężów, współtowarzyszów broni, i wraz z nimi postanowił zawiadomić książęcia Władysława Łokietka, jak wielkie groziło niebezpieczeństwo i im samym i wszystkim ziemi Pruskiej zamkom i warowniom, żądając w tak złym razie spiesznego ratunku. Aby zaś naglącej konieczności tém rychlej zaradzić, i grożące oddalić niebezpieczeństwo, poruczywszy zamek Gdańsk innym z pomiędzy starszyzny, sam zaś wziąwszy z sobą jednego z panów celującego rodem i zacnością, nazwiskiem Niemirę, do książęcia Władysława Łokietka udał się jak tylko mógł najśpieszniej. A gdy go spotkał w Sandomierzu, gdzie na ów czas książę przebywał, i przedstawił mu wszystko dokładnie, „w jakiém byli niebezpieczeństwie, i jaki los zagrażał po utracie miasta Gdańska całej ziemi Pomorskiej, wystawionej na łup nieprzyjaznych a niecną namową Piotra kanclerza i jego braci poduszczonych margrabiów Brandeburskich“: w swojém i innych imieniu prosił i nalegał, „aby ich poczynających już chwiać się i upadać, spieszną ratował pomocą.“ Książę Polski Władysław, mąż do działania skory, śmiałego umysłu i sprawnej ręki, odpowiedział, „że przybędzie sam osobiście i z posiłkami jak najprędzej pospieszy.“ Lecz gdy mu rzeczeni posłannicy Bogusz i Niemira jęli przekładać, „że lepiejby sobie poradził, gdyby się połączył z mistrzem i zakonem Pruskich Krzyżaków, z którym na ów czas ściśle był zaprzyjaźniony, skutecznie jego pomocy użyćby mógł do odparcia nieprzyjaciół, co Krzyżakom bliskie ułatwiało sąsiedztwo; że nie tylko mieli nadzieję, ale nawet z pewnością na to liczyli, że mistrz i zakon Krzyżaków, którzy u niego wybierali jałmużny, i wielu dobrodziejstwy byli zobowiązani, chętnie żądaniom Władysława Łokietka usłużą, i byleby tylko zawołał, w obecnej potrzebie wesprą go całą swoją potęgą“: zamiar swój tak szczęśliwie powzięty opaczném losów zrządzeniem zmienił, osądziwszy, że posiłki, któreby dla odległości miejsca trudno mu było przeprawić, snadniej za niego bliżsi Krzyżacy dostawią. To zdanie posłów Pomorskich zdało się książęciu i jego radcom i lepszém i prędszy skutek obiecującém; a jak-to z przyrodzenia
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/44
Ta strona została przepisana.