dzono z miasta, a wielu pozabijano. Zniknęła jedność, porządek, piękność i ozdoba królestwa Czeskiego. Z krzewiącém się coraz bardziej odszczepieństwem ludzie świeccy poczęli wydzierać kościołowi Bożemu i jego sługom dobra doczesne; a wszystkich duchownych, którzy na odszczepieństwo zezwolić nie chcieli, częścią wymordowano, częścią poraniono lub powyganiano. Kościoły popalono, znieważono i poburzono. Kości Ś. Wacława, patrona tego kraju, i innych Świętych Pańskich, rozrzucono i zelżono. Chwalebny klasztor Kartuzów i wiele innych przybytków świętych z ziemią zrównano. Wszyscy cnotliwi ludzie padli pod mieczem, albo wygnani uciekać z kraju musieli; dla złych tylko i przewrotnych zostało w nim siedlisko i schronienie. A gdy się mnożyła liczba występnych, Czechy napełniły się grzechami i nieprawością. I do tego stopnia doszła niezbożność ludzka, że niektórzy zwolennicy czarta utrzymywali przez czas niejaki sektę Pikardystów, która dozwalała publiczném kalać się wszeteczeństwem. Powiększyły się jeszcze zdrożności przez przybycie do Pragi Piotra Anglika, który odtąd mieszkając w tej stolicy aż do śmierci, zatruwał serca Czechów jadem gorszącym tej Anglikańskiej nauki, którą był z ksiąg Wiklefa wyczerpnął. Te wszystkie klęski sprowadziła niestety! na królestwo Czeskie różność zdań mistrzów przemądrzałych i doktorów, którzy chcieli więcej umieć niżli się godziło, tudzież fałszywe tłumaczenie Pisma ś., a ztąd próżność zarozumiala i pycha. A tak ów chwalebny i słynny naród Słowiański popadł w ohydę i sromotę.
Gdy Władysław król Polski na zjeździe w Niepołomicach zabawiał, przybył do króla Jego Miłości nuncyusz kardynałów kościoła Rzymskiego, Mikołaj de Volavia, z listem, w którym ciż kardynałowie oznajmiali, że staranni o zjednoczenie kościoła, już od dawna rozerwanego, Grzegorza XII Wenecyanina de Corrario, i Benedykta XIII, nazwiskiem Piotra de Luna, spierających się o papiestwo, a swojém współzawodnictwem zrządzających zgubne w kościele rozerwanie, złożyli razem z stolicy, i zgodnemi głosy obrali Alexandra Kreteńczyka rzeczywistym i prawdziwym papieżem. Prosili zatém Władysława króla Polskiego, aby i on połączył się z ich zdaniem, i odmówiwszy posłuszeństwa Grzegorzowi XII, uznał nad sobą władzę Alexandra V Kreteńczyka nowo obranego papieża. W czém król Władysław odwoławszy się do soboru, z uchwały starszyzny swoich radców odstąpił Grzegorza, aczkolwiek bar-