mocą zdobyte, bądź do poddania się zmuszone, przeszły pod władzę mistrza i Krzyżaków. O tym jednym zamku tuszono, że będąc należycie w wojsko i żywność opatrzonym, zdoła nieprzyjacielowi skuteczny stawić opór, i nie dopuści Krzyżakom zaboru całkowitej ziemi Pomorskiej. Zaczém i Krzyżacy wziąwszy się z wielką pracą i usilnością do dobywania tego zamku, czterema kuszami wielkiemi (bombardae) w ściany jego pod ów czas niskie i drewniane dniem i nocą tłukli bez ustanku. Z dwóch zaś szubienic postawionych naprzeciwko zamku zapowiadali książętom Przemysławowi i Kazimierzowi, tudzież innym rycerzom zamku tego broniącym: „że jeśli go nie poddadzą, tedy po wzięciu szturmem zamku, którego się lada dzień spodziewali, na tych szubienicach powieszeni będą.“ Aby zaś broniących się w zamku oblężeńców tém większą przerazić trwogą, codziennie dwóch albo trzech chłopów na wsi poimanych wieszali. W czasie tego oblężenia pewien Krzyżak nazwiskiem Sygfryd (Ziffridus), którego komturem miasta Gniewu mieniono, najzawistniejszy wróg Polaków, okazał przeciw nim barbarzyńskie prawdziwie okrucieństwo. Rano bowiem gdy wyjeżdżał z obozu, obładowawszy konia na którym siedział powrozami, ślub sobie czynił: „że póty przez cały dzień nic do ust nie weźmie, póki na tych wszystkich powrozach Polaków nie wywiesza.“ Którą-to niegodziwą zbrodnią to sprawił, że wieśniacy, ubodzy i kalecy, którzy do miast warownych nie pouciekali, przez rzeczonego komtura Sygfryda niesprawiedliwie ciągnieni byli na szubienicę, czegoby najokrutniejsi nawet nie dopuścili się barbarzyńcy. Takich niegodziwości gdy mistrz bynajmniej nie bronił, ale pobłażał im i nawet na nie zezwalał, gdy rzeczony Sygfryd między rycerstwem wielkiej używał wziętości, jak to zazwyczaj ludzie wojskowi radzi patrzą na czyny okrutników, sam zaś chełpił się i pysznił swemi zbrodniami, nagle Bóg zasłużoną spuścił na niego karę. Bo kiedy dnia jednego grzał się przy ogniu, z nagła porwany od czarta i zabity, a naostatek w ogień rzucony został. Słuszną zaiste odebrał karę ten, który innych niewinnie męcząc, i powieszonym na szubienicy odmawiając pogrzebu, sam wreszcie sprawą czarta zgładzony, nie w ziemi skalanej przezeń morderstwem niewinnych ludzi, ale w ogniu znalazł śmierć i zatratę. Widok tego wszystkiego nie poruszył wszelako rycerzy zamku broniących, którzy na to z bliska patrzyli; żaden z nich nie zadrżał w sercu, wszyscy z równą stałością i odwagą postanowili wytrzymywać oblężenie i wszelkie znosić przygody. Mistrz zatém widząc, że dłużej niźli się mógł spodziewać oblężenie się przewleka, a szturmy jego i zapędy wszystkie są daremne, aby zamiary jego nie spełzły bez skutku, zwłaszcza że i zamek z położenia samego był nader obronny (otaczała go bowiem w większej części rzeka Wisła, w tém miejscu znacznie zwiększona) i załoga miejscowa z wielką broniła go walecznością, kiedy siłą nie mógł nic zrobić, udał się do podstępu, i jednego z rycerzy
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/57
Ta strona została przepisana.