cielskiej pogoni, i zaraz badani zeznawać musieli, jak liczne i jak silne było wojsko królewskie w miasteczku Koronowie. Zmyślili jednak chytrze i podstępnie, że tam zgarniono lud mieszanej drużyny, po największej części wieśniaków nieświadomych boju, i łatwych do pokonania, gdyby tylko kto na nich uderzył. Krzyżacy rozumiejąc, że brańcy prawdę przed nimi zeznali, ruszyli natychmiast pod Koronów. A kiedy już byli niedaleko, pozsiadali wszyscy z koni, umyśliwszy pieszo wpaśdź do miasta. Lecz skoro żołnierze królewscy, którzy właśnie na ów czas obiadowali, postrzegli nadchodzących nieprzyjacioł, porzuciwszy strawę, pobiegli hurmem do klasztoru, leżącego u podnóża góry nad rzeką Brdą (Dbra): a spiesznie przybrani w zbroje, tajemnemi i nieprzyjaciołom nieznanemi ścieszkami pościągali w jeden zastęp i w bojowym stanęli szyku. Widok ich przeraził wielce Krzyżaków, którzy czémprędzej, nimby na nich natarto, posiadali na koń, i najspieszniejszym jak tylko mogli biegiem w tył uchodzić poczęli, pędząc w ten sposób przeszło milę drogi, z taką zręcznością i przezornością, że wojsko królewskie, znajdujące się w znacznej odległości od miasta Koronowa, nie mogło dla stoczenia bitwy otrzymać z tegoż miasta posiłku pieszego rycerstwa. W tém atoli nagłém cofaniu się nieprzyjacioł, łucznicy królewscy razili ich mnogiemi strzałami, a często wpadając na nich gwałtownie, znaczną liczbę nakładli trupa. Jeśli niekiedy Krzyżacy zatrzymali się dla stoczenia walki, łucznicy wracali zaraz do swoich hufców, od których zasłonieni, omyliwszy zapęd przeciwników, znowu potém trapili ich swoją napaścią. W ten sposób ścierały się z sobą przed bitwą w przestrzeni całej mili obadwa wojska, królewskie i Krzyżackie. Aż kiedy nieprzyjaciel uprzykrzył sobie ciągłą ucieczkę, zająwszy wzgórze nad inne w tej okolicy więcej wyniesione, w pobliżu wsi Łącka (Lanczsko) należącej do klasztoru Koronowskiego, oczekiwali na nadejście królewskiego wojska, w zupełnej gotowości do boju, tusząc, że tak korzystne stanowisko ułatwi im zwycięztwo. Ale rycerstwo królewskie, nie chcąc razem z nieprzyjacielem i dogodném mu miejscem zbytniego podejmować trudu, zboczyło z prostej i na nieprzyjaciela prowadzącej drogi, a wbiegło na mniej stromą i przystępniejszą część wzgórza. Były z obojej strony hufce i liczbą i doborem ludzi i znajomością sztuki wojennej niepoślednie; z równą odwagą gotowały się do boju. Alić przed stoczeniem bitwy Konrad Niempcz, rycerz Zygmunta króla Węgierskiego, Ślązak, wystąpił z szyku, i żądał przeciwnika do osobistej walki. Stanął z pomiędzy Polaków Jan Szczycki, szlachcic herbu Doliwa, który niebawem zwaliwszy go z konia i pokonawszy, dał znać, po czyjej stronie było szczęście. Wnet obadwa wojska z głośnym okrzykiem uderzyły na siebie, i natarczywą, pełną zapału stoczyły walkę. Z obu stron równa odwaga, z obu równa zaciętość przeciągnęły bój do kilku godzin; i długi czas wątpliwy był los bitwy,
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/101
Ta strona została przepisana.