Potém mistrz Pruski Henryk v. Plauen zebrał wielkie wojsko z zaciężnych rycerzy różnego rodu i języka. Między tymi znaczniejsi byli Eberhard biskup Wircburski i Jan książę Minsterberski czyli Zambicki ze Szlązka, którzy zaopatrzeni w liczne tabory wozów, dział i innych sprzętów wojennych, z rozporządzenia mistrza Pruskiego przybyli do Tucholi, dla najeżdżania ztąd granic królestwa Polskiego pozbawionych obrony. Powziąwszy o tém wiadomość od szpiegów Władysław król Polski, powołał do broni rycerstwo ziem Wielkopolskiej, Wieluńskiej, Poznańskiej, Łęczyckiej, Kujawskiej, Sieradzkiej i Dobrzyńskiej. Sam z Inowrocławia wyruszył w Niedzielę przed dniem ŚŚ. Szymona i Judy, a z noclegu w Poniedziałek, to jest w wilią ŚŚ. Szymona i Judy Apostołów, przybył do Bydgoszczy, dokąd już wojska królewskie z ziem pomienionych pościągały. Potém naradziwszy się z starszyzną, co i jak działać należało, król pozostał w Bydgoszczy, wojsko zaś zgromadzone, do którego przyłączył swoich dworzan, a które składało się z dwunastu chorągwi, pod sprawą Piotra Szafrańca podkomorzego Krakowskiego wysłał do ziemi nieprzyjacielskiej. We Wtorek więc, w sam dzień ŚŚ. Szymona i Judy, wojsko królewskie, stanowiące nie mały konnych i pieszych rycerzy zastęp, a groźniejsze postawą niż liczbą, ruszywszy z Bydgoszczy, zkąd je król Władysław z żalem i łzami pół mili odprowadzał, a dla łatwiejszego pochodu zostawiwszy w Bydgoszczy wszystkie pociągi wojenne i tabory, pobiegło spiesznie przeciw Prusakom, niosąc z sobą pożogi i spustoszenia, i tegoż samego dnia przybyło pod Tucholę. Dowódzca ukrywszy w dogodném miejscu wojsko na zasadzce, wysłał sześciuset procarzy (balistarii) dla podraźnienia nieprzyjacioł stojących załogą w Tucholi. Ci gdy poczęli plądrować w pobliżu i zaganiać trzody w zdobyczy, Krzyżacy wybrawszy się w znacznej sile, wypadli z Tucholskiego zamku na owych sześciuset zaciężnych Polaków, którzy udając popłoch i ucieczkę, wciągnęli za sobą aż ku zasadzkom nieprzyjacioł, nie domyślających się by najmniej większej liczby. Dopieroż wtedy wojsko królewskie wystąpiwszy z ukrycia, ruszyło z podniesionemi znakami na przeciwnika. Ale Krzyżacy, chociaż przeważniejsi liczbą, skoro postrzegli wojsko królewskie, zaraz z trwogą pierzchnęli. Piotr Szafraniec, dowódzca wojsk królewskich, mimo prośby i nalegania wielu rycerzy, długi czas nie dozwolił ścigać uciekających, bojąc się podobnej od nieprzyjacioł, jaką sam ich zażył, zdrady. Dopiero później, gdy się przekonał, że żadnej nie było obawy, i że nieprzyjaciele
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/107
Ta strona została przepisana.
Polacy pod dowództwem Piotra Szafrańca gromią i wypędzają załogę Tucholską.