w największym nieładzie i rozsypce zdążali do miasta, dał rozkaz, aby puszczono się za nimi w pogoń. A lubo zbyt późno, żwawo jednak rycerze Polscy poskoczywszy aż do bram Tucholi, wielu zgładzili mieczem po drodze i pobrali w niewolą. Między jeńcami było pięciu wodzów nieprzyjacielskich: Jan Kolowrot de Cornohus, Jan Zając (Zayecz), Henryk Malowiec, Czesi, Hedwart Reidburg Ślązak i Henryk v. Zeben Łużycanin. Obóz wszystek i tabory nieprzyjacielskie, które stały przed miastem, a których w trwodze wielkiej i pośpiechu uprzątnąć nie zdołano, opanowało wojsko królewskie, i znalezioną w nich zdobycz znaczną między siebie rozerwało. Świadomi sztuki wojennej utrzymywali, że gdyby wódz Piotr Szafraniec wcześniej pozwolił był ścigać uciekających nieprzyjacioł, wojsko Krzyżackie byłoby do szczętu zniesione, mała liczba zdołałaby była ujść pogromu. Na to wszystko patrzali z murów zamku Tucholi dwaj brańcy, Konrad Niempcz królewski, i Jan młodszy Powała Krzyżacki. Jak tylko Konrad Niempcz ujrzał chorągiew królewską, która miała za godło krzyż żółty podwójny w polu błękitném, zaraz do otaczających go rzec miał temi słowy: „Kiedy ta płachta występuje, ten proporzec, który nigdy nie zdolny jest cofać się i pierzchać, ujrzymy tu wnet piękną scenę w spotkaniu się mężném walczących.“ A gdy postrzegł, że Krzyżacy bez bitwy uciekali, dodał: „Gniewają się na nas, że w walce pod Koronowem daliśmy się pokonać i wziąć nieprzyjaciołom; czyliż nie bardziej na nich gniewać się potrzeba, że przestraszeni samym widokiem nieprzyjacioł, i żadném nie zmuszeni niebezpieczeństwem, umknęli z pola? My w bitwie pod Koronowem walczyliśmy jak na rycerzy przystało, raz, drugi i trzeci uderzając na przeciwnika: oni nawet nie skosztowali boju. Ci, którzy doświadczyli miecza i ramienia Polskiego, mogą powiedzieć, co one w wojnie znaczą.“ Zbiegł wtedy z pola między innymi Jan książę Zambicki (Minsterberski) i wszyscy znakomitsi rycerze. Niektórzy straciwszy nadzieję, iżby się dostać mogli do miasta, popuszczali konie, a sami rzucili się do wody, gdzie ich znaczna liczba potonęła. Więcej rzeczywiście zginęło w ten sposób niżeli od miecza. Wielu nareszcie nie sądząc, aby i w Tucholi mogli być bezpiecznymi, uciekali do Chojnic, jako miejsca nierównie warowniejszego: ale i tam od Polaków ścigani nie zdołali ujść więzów.
Za nadejściem nocy, wojsko królewskie strudzone pracą całodzienną i głodem zmorzone poczęło ustępować od Tucholi, chcąc w inném miejscu sobie