mnie tylko i rycerstwu memu same wieże i mury zostawcie. Jutro ztąd wychodzę, i z pięcią, ośmią albo dziesięcią tysiącami jazdy, ilu ich uznam potrzebę, spiesznie do was przybędę. Tymczasem zaś miejcie na pieczy statki, na których przez Wisłę przyjdzie mi się przeprawiać.“ Taką od króla otrzymawszy odpowiedź, wysłańcy Toruńscy wrócili do swoich, i oświadczyli, że król z gotową jest chęcią. Władysław zaś król, chcąc odpowiedź swoję tém lepiej stwierdzić, nazajutrz z całym dworem swoim przybył do Gniewkowa. Tu zjechali znowu do niego rzeczeni wysłańcy Toruńscy; których skoro król ujrzał, począł troskliwie dopytywać się, „czy mieli już dla niego i dla jego wojska gotowe statki.“ Oni milczeniem zbywszy to pytanie, oświadczyli, że z nowém spieszą do króla poselstwem. A gdy im dozwolono mówić, rzekli: „Przychodzimy tu w imieniu miasta naszego oznajmić ci Najjaśniejszy Królu, że w ostateczném jesteśmy niebezpieczeństwie, i jeżeli najdalej jutro do zachodu słońca upadającemu na siłach miastu naszemu nie przyślesz pomocy, ostrzegamy cię, iż mistrzowi otworzymy bramy.“ Król odpowiedział posłom: „Dnia jutrzejszego, nim słońce zajdzie, przyrzekam dostawić wam posiłki, bylebyście wy przygotowali dla mnie statki.“ Wówczas oni widząc, że ich zdradziectwo utaićby się dłużej nie mogło: „Otóż wiedz, rzekli, że już weszliśmy z mistrzem w umowę, której zrywać nam nie wolno, i jutro wydamy mu miasto.“ Takie przeniewierstwo w kim innym byłoby gniew słuszny wzbudziło: ale Władysław król bynajmniej niém nie poruszony, z zwykłem sobie umiarkowaniem skarcił tylko poselstwo i połajał, mówiąc: „Taż-to jest wiara wasza, takie przysięgi i zaręczenia, któreście mi uczynili? Jakiémże czołem śmieliście, niepomni na nie, wchodzić w umowy z moim nieprzyjacielem?“ Oni poczuwając się do winy, nic na to nie pisnęli; oczy tylko w ziemię spuściwszy, milczeniem przyznawali zbrodnię. Lubo zaś panowie radcy namawiali króla, aby posłów Toruńskich jako przeniewierców i zdrajców kazał śmiercią ukarać, i drugich tym przykładem nauczył, że takie zdradziectwa nie uchodzą bezkarnie; król wszelako z przyrodzenia łaskawy i ludzki, oświadczył, że nie godziło się gwałtu wyrządzać posłom, którzy swojej dopełnili powinności, i że nie oni sami, ale Torunianie i Gdańszczanie byli przeniewiercami. Po powrocie posłów, mieszczanie Torunia i Gdańska, bez żadnej potrzeby i konieczności, wydali je mistrzowi, który natychmiast podstąpił pod zamek Toruński osadzony załogą królewską, i obsaczył go swojém wojskiem. Ale gdy rycerstwo królewskie dzielnie zamku broniło, a ustawiczne czyniąc z niego wycieczki, srodze trapiło oblegających Krzyżaków, przeto nie mógł go w żaden sposób dobyć.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/113
Ta strona została przepisana.