kiego królestwa Polskiego, uprzejmie nam miłego. Pisane zaś ręką Ciołka kanonika Sandomierskiego, naszego sekretarza.“
Po dokonaniu szczęśliwém związku i przymierza między panami Polskimi i Litewskimi, Władysław król Polski udał się do Litwy, w towarzystwie Alexandra wielkiego książęcia Litewskiego, tudzież Anny królowej i córki Jadwigi. Trapiło go to wielce, że Żmudź, kraj jego dziedziczny, dotychczas z znaczną dla niego niesławą pogrążona była w ślepocie pogaństwa; wszystkie więc ku temu zwrócił usiłowania, i za najpierwszy cel sobie założył, aby naród Żmudzki oczyścić z błędów bałwochwalstwa i objaśnić światłem wiary chrześciańskiej. Jakoż wziąwszy z sobą mężów uczonych i bogobojnych, w służbie Bożej gorliwych, około dnia Św. Marcina wybrał się wodą do Żmudzi. A królową Annę z taborami podróżnemi zostawiwszy w Kownie, spuścił się naprzód statkiem po rzece Niemnie do rzeki Dubissy, a ztąd Dubissą holował w górę aż do Żmudzi. Potém zwołał wszystek obojej płci lud Żmudzki, i jął mu przekładać, „jak szpetną i ohydną dla Żmudzinów było rzeczą, że gdy Litwini, tak książęta jako i szlachta i lud wszystek, przyszli już do poznania jednego i prawdziwego Boga, oni tylko sami, pozostali jeszcze w dawnych błędach pogaństwa.“ Poburzył im potém ołtarze bałwochwalcze, gaje święte powycinał, a udawszy się do najcelniejszego ich bóstwa, to jest Ognia, który oni uważali za święty i wieczysty, a który na szczycie wysokiej góry, za rzeką Niewiażą leżącej, kapłani tego bóstwa ciągłém przykładaniem drzewa podsycali, wieżę, w której ów ogień utrzymywano, podpalił, a samo ognisko rozrzucił i zgasił. Potém żołnierzom Polskim kazał powycinać gaje, które Żmudzini czcili jak święte i od bogów zamieszkane, według owego wiersza poety: „Mieszkają i w lasach bogowie“ (Habitant Dî quoque sylvas), do tego stopnia przyszedłszy ślepoty, że nawet ptaki i zwierzęta w tych lasach żyjące mieli za święte, i cokolwiek do nich wstąpiło, także za święte było uważane. Nikt więc z Żmudzinów nie ważył się drzew w tych gajach ścinać, ani też ptaków i innych zwierząt zabijać: gwałcącemu bowiem gaj święty, albo zabijaiącemu w nim ptastwo lub zwierzęta, czart wykrzywiał ręce i nogi. W długim zatém przeciągu czasu, zwierzęta i ptaki w owych gajach mieszkające oswajały się z ludźmi nakształt domowych i bynajmniej się ich nie lękały. Dziwiło to wielce barbarzyńców, że żołnierze Polscy, wyrębujący gaje miane u nich za święte, nie odnosili żadnej na ciele szkody, jakiej oni