sami często doświadczali. Mieli prócz tego w rzeczonych gajach ogniska, podzielone między różne rodziny i domy, na których palili ciała wszystkich swoich krewnych i przyjacioł po zgonie, wraz z ich końmi, siodłami i przedniejszemi szatami. Umieszczali nadto przy takich ogniskach naczynia z kory dębowej, w których składali żertwę podobną do séra, i wylewali miód na ognisko, w przesądném mniemaniu, jakoby dusze zmarłych, których tam ciała palono, przychodziły w nocy i tém jadłem się posilały, i wypijały miód wlany na ognisko i wsiąkły w ich popioły; gdy rzeczywiście nie dusze, ale kruki, wrony i inne leśne zwierzęta i ptaki, nazwyczajone do takiej ponęty, zjadały składaną żertwę. Pierwszego dnia Października największą w tych gajach na całej Żmudzi obchodzono uroczystość, i lud wszystek zbiegający się do nich z całego kraju przynosił z sobą jadło i napój, na jaki kto mógł się zdobyć. Tam biesiadując przez dni kilka, swoim bogom fałszywym, a zwłaszcza bogu, którego Żmudzini w swoim języku nazywali Perkunem, to jest piorunem, każdy przy swém ognisku składali obiaty, w mniemaniu, że taką biesiadą i obiatą wypraszali od bogów łaski i zasilali dusze zmarłych. Ten zaś kraj i naród Żmudzki położony jest w większej części ku mroźnej północy, przyległy Prusom, Litwie i Inflantom, otoczony lasami, górami i rzekami; ziemię ma urodzajną. Dzieli się zaś na powiaty następujące: Ejragołę (Iragola), Rosienie (Roszenia), Miedniki, Kroże (Chroze), Widulki (Widukly), Wielunię, Kołtyniany (Kolthini). Żmudzini, w owych czasach dzicy i nieokrzesani, barbarzyńską tchnęli srogością i na wszelkie zdrożności byli gotowi. Lud dorodny i wyniosłej postawy, skromnym żyjący pokarmem, przestawał na chlebie i mięsiwie; rzadko zaś używał miodu albo piwa, lecz zazwyczaj wodą zaspokajał pragnienie. Złota, srebra, żelaza, miedzi, wina, ryb i polewki żadnej nie znał. Wolno było u Żmudzinów jednemu pojmować żon kilka, a po śmierci ojca macochę, po zmarłym bracie żółwicę brać za żonę. Nie mieli oni żadnych porządnych domów ani mieszkań, ale w lichych mieścili się chatach. Brzuch u nich zazwyczaj rozdęty i wydatny, tył z resztą ciała szczupły. Chaty klecone z drzewa i słomy, szersze od spodu, coraz bardziej zwężające się u góry, podobne były do niższej części okrętu; u szczytu miały otwór, którędy górą wchodziło światło. Pod tém okienkiem palili ogniska i gotowali sobie strawę, ogrzewając się zarazem od zimna, które w tym kraju większą część roku panuje. W takich chałupkach mieszkali z żonami, dziećmi, czeladzią, chowając w nich razem bydło, trzodę, zboże i wszystek sprzęt domowy. Nie znali innych domów, izb godowniczych, pałaców, śpiżarni, komnat, ani stajen; lecz w tych samych mieszkaniach trzymali przy sobie bydło, trzodę, i wszystek swój dobytek. Było-to grube wieśniactwo, lud dziki i nieogładzony, do bałwochwalstwa, wróźb i czarów skłonny.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/160
Ta strona została przepisana.