dzielny Św. Zygmunta, w którym to się działo, od rana aż do godziny trzeciej był jasny i pogodny, po dopełnionym obrządku ślubnym nagle się zachmurzyło i oziębiło; powstała zawieja, śnieg z deszczem i krupami ciągle padał; co wszystkich zafrasowane już tém małżeństwem umysły jeszcze bardziej powarzyło i zasępiło. Kiedy nadto rzeczona Elżbieta Granowska po ślubie wyszedłszy z kościoła wsiadła do powozu i jechała do zamku, złamało się pod nią koło, i to w największém błocie; przymuszoną więc była wysiąśdź z pojazdu, i pieszo iść resztę drogi. Co wszystko oznaczało, że to małżeństwo, które Władysław w owym dniu zawarł, niemiłe było Bogu i ludziom, i że szczęścia jego koło wkrótce się miało złamać. Jakoż nie daremne były te wieszczby; albowiem Elżbieta Granowska, której matka Jadwiga, żona Ottona z Pilcy wojewody Sandomierskiego, króla Władysława do chrztu trzymała, była z nim złączona duchowném powinowactwem i winna się była uważać za jego siostrę. A gdy się wiadomość o tém rozeszła po królestwie Polskiém, wielu gorliwszym miłośnikom kraju łzy wycisnęła; już bowiem wtedy z żalem przewidywali, że wszystek zaszczyt i chwałę, jaką był król Władysław zjednał sobie i królestwu przez sławne swoje zwycięztwa, a która napełniła wszystkie kraje chrześciańskie i barbarzyńskie, zaćmi to jedno niewczesne i tak nierówne małżeństwo; wiele nadto wróżyli z niego niepomyślności i nieszczęść. Przeczuwali bowiem, że to małżeństwo pobudzi zawistników i nieprzyjaciół królewskich i nastręczy im przedmiot do wyszydzania króla i królestwa. Jakoż nie zawiedli się w swojém mniemaniu. Jak tylko bowiem dowiedzieli się o pomienioném małżeństwie Krzyżacy Pruscy, natychmiast rozesłali o niém wiadomość do soboru Konstancyeńskiego, Zygmunta króla Rzymskiego i Węgierskiego, i innych królów i książąt chrześciańskich, ku ohydzeniu i zniesławieniu króla Władysława i Polski. Posłowie królestwa, tak duchowni jako i świeccy, zasiadający pod ów czas na soborze w Konstancyi, powziąwszy tę wiadomość najpierwej z ust Zygmunta króla Rzymskiego i Węgierskiego, wielce się zafrasowali, i ze łzami utyskiwali na wspólną sromotę króla i ojczyzny. Ta bowiem Elżbieta, po śmierci ojca Ottona wojewody Sandomierskiego, herbu Topor, jedyna dziedziczka znacznego majątku, wykradzioną była z Pileckiego zamku przez Wisła Morawczyka, ułakomionego tak wielkim posagiem, i uwiezioną do Moraw. Dowiedziawszy się o tém Jenczyk Hiczyński (de Hiczyn), jeden z panów Morawskich, herbu Odrowąż, zapragnął podobnież jej bogatego wiana; zaczém jako mocniejszy wydarł ją Wisłowi i sam pojął za żonę. A gdy rzeczony Wisło (Wiszel) w czasie pobytu swego w Krakowie, nie mogąc siłą, niepokoił listami Jenczyka Hiczyńskiego o gwałtowne wydarcie sobie Elżbiety Pileckiej, którą mienił prawą
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/200
Ta strona została przepisana.