wych nieprzyjacioł wspaniałością i ludzkością zdołałem pokonać. I teraz świeżo, Najświętszy Ojcze, kiedy zdawało się, że żadnej już nie było nadziei zawarcia między nami zgody, i gdy z bratem moim Witołdem, wielkim książęciem Litewskim, zgromadziliśmy wojska (które jak liczne były, jak dobrze w broń opatrzone, i jak sposobne do wojny, niechaj powiedzą ci którzy je widzieli) i już zbliżaliśmy się zbrojno do ziemi nieprzyjacielskiej; względni przecież na wstawienie się Wielebnego Ojca Bartłomieja arcybiskupa Medyolańskiego, który ze strony króla Rzymskiego pośredniczył, wstrzymaliśmy wojska w pochodzie i przyjęli rozejm. A tak, niesprawiedliwym byłby sędzią, ktoby nie przyznał, że pokoju najgorliwszemi jesteśmy miłośnikami. Albowiem tyle kroć pokrzywdzeni, tyle razy przymuszeni do wojny, gdy już podnosiliśmy oręż i gotowe były dla rycerzy naszych łupy, a dla nas zwycięztwo, woleliśmy jednak wszystko porzucić, aby krwi chrześciańskiej oszczędzić przelewu, i aby dać poznać światu, że mimowolnie i z wielką niechęcią przeciw onym służebnikom wzięliśmy się do broni. W nawracaniu zaś niewiernych do prawej wiary ile podjęliśmy pracy, i jak skuteczne łożyliśmy trudy, nie chcę wspominać, ani w tém szukać chluby; niechaj raczej będzie ztąd chwała Temu, od którego spodziewam się kiedyś nagrody. I owszem więcej byłbym dokazał, więcej nierównie przyłożył się do pomnożenia wiary katolickiej, gdybym od nich w tej mierze rozmaitych nie był doznał przeszkód. Jeżeli zważymy, co od chwili odrodzenia się mego na chrzcie świętym i przyjęcia wiary chrześciańskiej, ja człowiek świecki uczyniłem dla wiary, albo raczej nie ja, lecz Bóg przeze mnie, i porównamy z tém, co uczynili przeciwnicy moi, nawet od czasu pierwszego założenia zakonu swego, ci mówię, którzy się mienią mnichami i rycerzami walczączymi w obronie wiary; daleko mniejsze zaiste okażą się ich zasługi. Wielce oni ubolewają, że do koła nie sąsiadują z poganami lub innemi niewiernemi ludy, któreby pod tym pozorem wojować i ich własności zagarniać mogli. Ja zaś przeciwnie, pragnę, aby wszyscy sąsiedzi moi byli chrześcianami, i abym trwały z nimi pokój mógł utrzymywać; a jeżeli są odleglejsi jacy nieprzyjaciele wiary Chrystusowej, na tych według możności wyprawiam się z orężem, aby ich nawrócić do wiary albo wytępić. Teraz właśnie oni stawają mi na przeszkodzie, i więcej ich obawiać mi się potrzeba, niż którychkolwiek bądź barbarzyńców: albowiem ci nie godzą na mnie żadną nieprawością, tamci zaś pragną krwi i ostatecznej zagłady mojej. Co gdyby byli rozważyć chcieli Posłowie Waszej Świątobliwości, nie byliby tak skorego przeciw mnie i mojej sławie orzekli wyroku. Ale godzi się wszystko na lepszą stronę tłumaczyć. Przyjmuję zatém chętnie, co Wasza Świątobliwość wyraża, jak zwykli wszyscy pośrednicy, którzy i jednej i drugiej stronie cośkolwiek przyznają, aby ich tém snadniej skłonić mogli do zgody. Jeżeli
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/219
Ta strona została przepisana.