im raczył wyznaczyć dzień i miejsce, kędyby mogli wyrozumieć myśl i życzenie Jego Królewskiej Mości co do mającego się układać pokoju, gdy już zamiary mistrza Pruskiego i jego komturów były im wiadome.“ Władysław król namyśliwszy się nieco, odpowiedział posłowi: „Panom twoim, życzącym sobie do nas przybyć, wyznaczamy następującą Sobotę i Niedzielę; miejsca zaś wyznaczyć nie możemy, ponieważ wojsko nie ma nigdy na pewne wytkniętych stanowisk, ani można przewidzieć, którędy mu iść wypadnie.“ Gdy więc rzeczony Dobiesław wrócił do Torunia do swoich panów Węgierskich, i oznajmił im odpowiedź króla, mistrz Pruski Ulryk począł się go z wielką ciekawością wypytywać, azali był w obozie królewskim, i w którém miejscu go opuścił. Odpowiedział więc Dobiesław: „Byłem przez dwa dni w obozie króla, który przebył już rzekę Wisłę, a opuściłem go stojącego z wojskiem pod klasztorem Czerwieńskim.“ Pytał się potém mistrz: „czy książę Litewski Witołd złączył się już z królem?“ Dobiesław odpowiedział: „Tego dnia właśnie, w którym ja przybyłem do królewskiego obozu, Alexander, wielki książę Litewski, nadciągnął z liczném, świetnie przybraném i potężném wojskiem, i złączył się z królem Władysławem.“ Na to rzekł mistrz: „W wojsku Witołda więcejby znalazło się ludzi do łyżki niż do zbroi.“ Dobiesław odparł: „Wierzaj mi mistrzu, że wojsko Witołda nie tylko liczne jest i potężne, ale i dobrze ubrane.“ Wtedy mistrz: „Lepiej my to, rzecze, wiemy niżeli ty, jakie jest i jak wielkie, ile ma ludzi i koni, mnogiém nauczeni doświadczeniem. Ale powiedz-no o owym moście, który Polacy, jak mówią, na powietrzu zbudowali.“ Odpowiedział Dobiesław: „Widziałem iście ten most na statkach dowcipnie zbudowany, i nie w powietrzu zawieszony, bo powietrze jedno ptastwu służy do latania, ale na Wiśle położony, po którym w oczach moich wszystko wojsko królewskie suchą nogą przeszło przez Wisłę, i najcięższe działa po nim przeprowadzono, a most ani drgnął pod ich ciężarem.“ Rozśmiał się na to mistrz Pruski Ulryk, szydząc z powieści Dobka, a zwróciwszy mowę do panów Węgierskich, rzekł: „Bajki to są, w niczem do prawdy niepodobne, które ten człowiek prawi. Przybyli bowiem godni wiary szpiegowie nasi, i oznajmili, że król Polski Władysław po Nadwiślu się błąka, i usiłuje, ale nie może przeprawić się przez rzekę; że już wiele rycerstwa jego szukając brodu potonęło. Witołd zaś stoi nad rzeką Narwią, lecz nie śmie jej przekroczyć.“ Co usłyszawszy Dobiesław Skoraczowski, zaprzeczył wszystkiemu co mistrz twierdził, i rzekł: „Kiedy fałsz zadajesz moim słowom, chociaż wszystko o co byłem pytany najrzetelniej ci zeznałem, raczże posłać ze mną którego z najwierniejszych twoich, a w ciągu trzech dni przekonam cię, mistrzu, że powieść moja jest najprawdziwszą.“ Na to mistrz: „Nie potrzeba
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/28
Ta strona została przepisana.