gierski, widząc powodzenie Zyżki, w którego ręku spoczywał los całych niemal Czech, postanowił ująć go sobie potajemnie obietnicą wielkorządztwa w królestwie, dowództwem nad wojskiem i coroczną opłatą wielkiej ilości złota, jeśliby go królem mianował i skłonił Prażan do zaprzysiężenia mu wierności. Był-to zaprawdę czyn sromotny. Cesarz Rzymski, którego cała Europa szanowała, uniżał się przed ślepym starcem, hultajem, i odszczepieńcem bezbożnym, obiecując mu pieniądze i najwyższe zaszczyty. Ale Opatrzność Boska, ulitowawszy się nad wiernymi, odwróciła tę zgrozę. Zyżka bowiem po zezwoleniu na warunki, gdy dla dopełnienia umowy z Zygmuntem królem udał się do zamku Pryszowa, w drodze morowém tknięty powietrzem umarł. Kiedy na śmiertelnej leżał pościeli, zapytany, gdzieby chciał być pochowanym, rozkazał jak powiadano, aby po śmierci zdjęto z niego skórę, ciało rzucono ptastwu i dzikim zwierzętom na pożarcie, ze skóry zaś zrobiono bęben, któryby przewodniczył im na wyprawach, zapowiadając, że nieprzyjaciele wszędy pierzchać będą, jak tylko odgłos jego usłyszą. Po śmierci Zyżki, którego pamiątkę Taboryci corocznym święcą obchodem, wielki smutek wojsko opanował, i powstały dwa stronnictwa, z których jedno obrało wodzem Prokopa starszego; drugie, z małej liczby wybranych złożone, między któremi Prokop młodszy za przedniejszego był uważany, uchwaliło, aby wspólna rada kierowała wojną; zwolennicy jego sierotami się nazywali. Ci lubo w niektórych rzeczach byli z sobą niezgodni, gdy jednak z zewnątrz jakie zagroziło niebezpieczeństwo, łączyli spólne siły ku odparciu nieprzyjaciela.
Książę Zygmunt Korybut, płonnemi Czechów obietnicami ujęty, mimo zakazu Władysława króla Polskiego i jego radców, postanowił wrócić do Czech, w nadziei, że królestwo Czeskie bez trudności osięgnie. Zebrawszy zatém liczny gmin Polaków, częścią marnotrawców, którzy własne potracili majątki, częścią winowajców potępionych w sądzie, lub za długi prawem ściganych, w dzień Zielonych Świątek ruszył zbrojno do Czech. I wtedy, dla snadniejszego dostąpienia rządów królestwa Czeskiego, począł wraz z swemi używać kommunii pod obiema postaciami, co wprzód było u niego herezyą, i przyjął błędne nauki Czechów odszczepieńców. Ztąd i Czesi zarażeni kacerstwem nabrali śmiałości i otuchy, i Władysław król Polski ściągnął na siebie dotkliwe podejrzenia i zarzuty, tak z strony pa-