trzebował, ale widział mistrz nastręczoną sposobność rozerwania zgody i miłości braterskiej między królem Władysławem a książęciem Alexandrem, i zapalenia z obu stron kłótni i wojen, gdy wzajemna jedność króla i książęcia wielkim była dla niego postrachem.
Po świętach Wielkanocnych, obchodzonych w Krasnymstawie, w samą oktawę Zmartwychwstania Pańskiego, Władysław król Polski, zdrowy już na nogę, wybrał się Wisłą na statkach do ziemi Kujawskiej. W podróży przyjmował go z czcią wielką Janusz książę Mazowiecki w Warszawie, w Płocku zaś i po innych miejscach książę Ziemowit. Z Kujaw udał się do Łęczycy, gdzie w uroczystość Zielonych Świątek odprawił zjazd walny, na który zebrała się znaczna liczba radców królestwa. A gdy prałaci i panowie wszyscy prosili króla, aby stosownie do obietnicy uczynionej na zjeździe Brzeskim, w dzień Ś. Marka odprawionym, prawa i swobody tak dawne jako i nowe potwierdził i odnowił, długo na tę prośbę nie dawał odpowiedzi. Z rady bowiem Zygmunta króla Rzymskiego i Węgierskiego, której był zasięgał przez umyślnego posła aż do Węgier wyprawionego, odmienił swój zamiar, uznawszy, że potwierdzenie dawnych a udzielenie nowych swobód byłoby jemu i następcom jego szkodliwe, i że bynajmniej nie należało mu nadawać nowych przywilejów, nawet dla obietnicy przyjęcia jego syna za następcę, gdy naród do tego same prawa Boskie obowięzywały; raczej o to się starać, aby panowie radni każdy z osobna powydawali na piśmie przyrzeczenie, że syna królewskiego wezwą do tronu. Takiej rady, jakby od samej bogini mądrości podanej, chwyciwszy się król Władysław, oświadczył, „że ani dawnych praw nie potwierdzi, ani nowych nie nada.“ Powstały więc przeciw królowi głośne szmery; a Zbigniew biskup Krakowski, podniosłszy się z pośrodka zgromadzonych radców, okazał akt publiczny, pieczęciami prałatów i panów opatrzony, którym się zobowięzywali po śmierci króla wziąć syna jego na państwo. „Oto jest, rzecze, pismo mnie do rąk powierzone, które w całości składam napowrót, gdy król danych przyrzeczeń nie dotrzymuje.“ Porwali je natychmiast panowie, i w oczach króla, nie bez trzasku i szczęku błyskających mieczów, które wszystkich nabawiły trwogi, na najdrobniejsze kawałki gołemi szablami rozsiekali. Król zasmucony i wielce zmartwiony oddalił się z izby radnej. Aby zaś umysłów poburzonych nie zostawił w takiém rozdrażnieniu, uczynił