i statecznym umysłem naganiał po wiele kroć, obciążał wyrzutami i karcił książęcia Alexandra Witołda, tak iż książę nie raz gniewu nie mógł w sobie powściągnąć. Ale jako mąż roztropny i powagi wielkiej, tłumiąc w sercu uniesienie, na wszystko skromnie odpowiedział, i każdy z uczynionych sobie zarzutów łagodném zbijał usprawiedliwieniem. Przyrzekł, że starać się będzie to wszystko, w czém królowi i królestwu zawinił, jak największą przychylnością nagrodzić. Potém zatrzymawszy u siebie w gościnie przez dni kilka posłów, i wspaniałemi uczciwszy ich podarunkami, posłał przez nich Władysławowi królowi Polskiemu pięć tysięcy grzywien szerokich groszy w darze. Od tego czasu młyn Lubicz nadaniem królewskiém przeszedł w posiadanie mistrza Pruskiego.
Tegoż samego roku, Alexander Witołd wielki książę Litewski, po odprawieniu do Polski rzeczonych posłów królewskich, zamierzył wyprawę przeciw Pskowianom, którzy ród swój i język od Rusinów także prowadzą. Powód do wojny, błahy i nic prawie nie znaczący, ten był, że Pskowianie nie dozwalali wytykać granic między ziemiami swemi a Litwą, które Alexander naznaczyć chciał według swojej woli. Gdy zatém wieść gruchnęła, że Witołd wybiera się przeciw nim na wojnę, nie skorzy do prowadzenia bojów, postanowili i ten nawet powód usunąć. Jakoż obyczajem powszechnym wysłali posłów, którzy przybywszy do Trok, kędy zastali jeszcze posłów królewskich, prosili, „aby im Alexander Witołd nie wydawał wojny,“ oświadczając, że gotowi byli ustąpić z swojej strony i zezwalali na oznaczenie granic według woli książęcia. Ale książę Alexander nieczuły na ich prośbę i pokorę, wziął się przeciw nim do broni, chociaż Zbigniew biskup Krakowski odradzał mu tę wyprawę na wszelkie sposoby. A przysposobiwszy wszystko, co dla niego i dla wojska było potrzebne (okolica bowiem Pskowa jest po większej części pusta i niepłodna), wziął z sobą znaczne wojsko z panów i rycerstwa złożone, najechał i począł plądrować ziemię Pskowską mającą nader nizkie położenie, i obległ zamek Woroniec, drugi między zamkami, których dziewięć tylko mają posiadać Pskowianie, na inne zaś rzucał postrach paleniem i pustoszeniem włości do koła. Ale, jak to zwykle dzieje się w wojnach niesprawiedliwie przedsiębranych, zamiary Alexandra pełzły bez skutku. Przez pięć tygodni ciągle padające deszcze tak dalece rozmiękczyły ziemię, i burze ulewne z grzmotami takie porobiły błota, że konie w nich zapadając, po kolana brnęły w wodzie. Grunt z przyrodzenia miękki i bagnisty od ustawicznych słot w grzą-