środek wojska, skoro obaczyli Witołda, upadli przed nim na twarze, witając go swoim zwycięzcą i panem. Potém powstawszy, swojém i wszystkich Nowogrodzian imieniem prosili, „aby złożył oręż, zaniechał dalszej wojny, i przestał pustoszyć ich włości“; oświadczali, „że chętnie zgodzą się na wytknięcie takich granic, jakie sam Witołd oznaczy; że przytém złożą dary znakomite.“ Zmiękczyły kniazia Witołda prośby tak pokorne, nie chciał więc odrzucać ich z pogardą. Niemniej zniewolony był prośbami Rusinów, którzy wstawiając się za ludem spólnego wyznania, podobnych obyczajów i języka, błagali go, aby porzucił dalszą wojnę. W wzajemnych przeto układach i rokowaniach z biskupem i czternastu mężami z starszyzny Nowogrodzkiej, połajawszy ich w długiej a poważnej mowie, przyrzekł, że wstrzyma kroki wojenne, jeżeli mu wydadzą wszystkich ludzi stojących załogą w zamku Opoczce wraz z końmi, a przytém złożą dziesięć tysięcy rubli (cyclorum) czystego srebra, pięćdziesiąt szub sobolowych i po tyleż sztuk z każdego rodzaju futer, nakoniec trzysta lam purpurowych. Bez żadnej trudności i oporu przyrzekli, że warunki żądane wypełnią. Jakoż po trzech dniach złożyli wszystko u nóg książęcia. Książę Witołd przyjąwszy żądany okup, zaprzestał oblężenia i wojny, i z tego miejsca wrócił z wojskiem szczęśliwie do Litwy: lubo wielu naganiało mu tę łatwość w zawarciu pokoju, że nań zezwoliwszy, nie opanował tak bogatego miasta, do którego murów już przednie straże jego nie raz docierały. Ale książę Witołd inaczej myślał. Wiedział bowiem, że po wzięciu miasta wszystkie bogactwa nie jemu ale lada motłochowi się dostaną. Wolał więc przyniesione ofiary przed zdobyciem miasta przyjąć, niż po zdobyciu wydać je na szarpaninę ludu. Wyborny miał być porządek, jaki książę Witołd zachowywał na tej wyprawie. Wydał był bowiem ścisłe zakazy, aby bez jego pozwolenia nikt nie ważył się wybiegać za żywnością i paszą, iżby w ten sposób bezpieczne były poddanych jego i sprzymierzeńców własności. Jeżeli zaś znaleźli się tacy, którzy zakazy te przekraczali, natychmiast w obec całego wojska wieszano ich na wysokiej i szeroko rozwiedzionej szubienicy, pod którą nazajutrz wojsko ruszywszy obozem przechodzić musiało, i patrzeć na powieszonych winowajców. Takim widokiem karał się każdy z żołnierzy, i uczył pilnować porządku, a powściągać rękę od wszelkiego nadużycia i grabieży. Żywności zaś potrzebnej dla ludzi i koni dostarczał sam książę obficie swoją starannością i czynnym zabiegiem. Chociaż starzec przeszło ośmdziesiątletni, przez cały jednak czas trwającej wyprawy nie używał pojazdu, ani się nosić kazał w lektyce, ale ciągle jeździł na koniu. Obok tej czynności i obrotności, miał jednak niektóre wady. Jakoż na wszystkich wyprawach, które bądź-to sam, bądź pod cudzym kierunkiem prowadził, okazywał niecierpliwość i tęsknotę, pragnąc jak najprędzej powrócić do domu, dokąd go nęciły powaby życia i roskosze. Zaczém po skoń-
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/348
Ta strona została przepisana.