mali, iż na całym świecie nie było króla, któryby im w wojnie mógł sprostać, i zdawało im się, że drudzy powinni byli o nich tak wysoko trzymać, jak oni o sobie chełpliwie się uprzedzali. Nie pomnieli na to w swém zaślepieniu, że, jak wszyscy ludzie mądrzy osądzili, nikt nie jest tak potężnym i pewnym, aby mu najmniejszy nawet nieprzyjaciel szkodzić nie mógł. Panowie nakoniec Węgierscy, widząc, że mistrz i komturowie do zgody i układania się na sprawiedliwych warunkach o pokój w żaden sposób nie dadzą się nakłonić, odprawili posła królewskiego Piotra Korcboga, z oznajmieniem Władysławowi królowi Polskiemu: „że usiłowali wprawdzie i dokładali wszelkich starań i zabiegów, aby mistrza i komturów namówić do zawarcia pokoju, ale na próżno; nie przestaną jednak robić co można, i nadziei jeszcze nie tracą, obiecując, że nazajutrz przez własnego gońca doniosą królowi o ostateczném mistrza i Krzyżaków postanowieniu.“ Gdy więc Piotr Korcbog wrócił do króla, oznajmił mu odpowiedź panów Węgierskich, a nadto opowiedział wszystko, co widział w obozie Krzyżackim, uznał król Polski Władysław, że żadnej już nie było nadziei utrzymania pokoju. Aż do tego dnia bowiem tak król Władysław jako i Alexander książę Litewski, panowie radni i starszyzna, spodziewali się i życzyli sobie pokoju. I w tej nadziei wojsko królewskie zbliżało się do brzegów rzeki Drwęcy i do obozów Krzyżackich, aby w razie rokowania o pokój łatwiej było obydwom stronom znosić się z sobą, rozłożywszy obozy na przeciwległych brzegach rzeki. Lecz gdy Piotr Korcborg oznajmił królowi, że mistrz Pruski brnąc ślepo do kresu swoich przeznaczeń i nie słuchając żadnej zdrowej rady, odrzucił wszystkie środki utrzymania zgody i przymierza, że brzegi Drwęcy obwarował z obu stron wysokiemi ostrokoły, tak iż bez stoczenia walki przeprawić się przez rzekę nie można, zwłaszcza iż ku obronie są w pogotowiu działa, łucznicy i wszelkiego rodzaju ubezpieczenia; poczęto wahać się, czyli król miał tą samą drogą dalej postępować, i rzekę Drwęcę rzuceniem na niej mostów przebyć, czyli téż obejść ją i tym celem cofnąć się nieco w pochodzie: nakoniec chwyciwszy się najlepszej rady, postanowił król wsteczną obrać drogę, i rzekę u jej źródła suchą przejść nogą. Przełożył bowiem radcom, że lepiej poświęcić na to nieco czasu i trudu, niżeli wojska, mając lada dzień stoczyć walkę z nieprzyjacielem, na przeprawie przez rzekę podawać w niebezpieczeństwo; że nadto przez obejście rzeki uniknie się niepotrzebnego stawiania na niej mostu. Snadno zgodzono się na tak rozumną radę, i postanowiono zamysł przywieśdź do skutku.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/38
Ta strona została przepisana.