przed książęciem Witołdem.“ Taką odpowiedź, raczej chytrą i podstępną, niżeli szczerą a prawdziwą, dał książę Witołd posłom królewskim, dla zasłonienia pozorem tego, co już dawno w myśli układał, to jest zamiaru przyjęcia korony i wyłamania się z pod zwierzchnictwa królestwa Polskiego. Albowiem Władysław król Polski nie był tak srogim i nierozważnym, iżby dopuścił Czechom odszczepieńcom podnosić oręż na Litwinów, którym sprzyjał z największą miłością, albo na Krzyżaków, z którymi stałém związał się przymierzem. Ale książę Witołd, jak mówią, szukał dziury na całém; a umysł jego rozłechtany ponętą korony nie chciał się poddać żadnym zdrowym rozumowaniom; szczęście i powodzenie zmieniło w nim, jak to bywa, obyczaje i prawy sposób myślenia; powierzył się radcom przewrotnym, albo raczej pochlebcom, karmiącym go zwodniczemi widokami a nie radą zbawienną; i byliby go pewnie zgubili, gdyby sam Bóg nie zabrał go był ze świata.
Z Jedlny przez Sandomierz i inne miasta przybył Władysław król Polski do Krakowa, gdzie zatrzymawszy się przez dni kilka, udał się zwykłemi drogami do Wielkiej Polski i święta Zmartwychwstania Pańskiego obchodził w Kaliszu. Pod ten czas niektórzy z szlachty Polskiej, wyniszczeni marnotrawstwem i obciążeni długami, mniemając, że klasztor Częstochowski na Jasnej górze, zakonu Ś. Pawła pierwszego pustelnika, posiadał wielkie skarby i pieniądze, z tej przyczyny, że do niego z całej Polski i krain sąsiedzkich, jako to Szlązka, Moraw, Prus i Węgier, w święta uroczyste N. Maryi Panny, której obraz cudowny i przedziwnej roboty (sculpturae?) w tém miejscu zachowywano, zbiegał się lud pobożny, a to dla zadziwiających cudów, jakich tu chorzy, za przyczyną Najświętszej Panny i Orędowniczki naszej uzdrawiani, doznawali, zebrawszy z Czech, Moraw i Szlązka kupę łotrzyków, w dzień świąteczny Wielkiejnocy napadli na rzeczony klasztor Paulinów. A nie znalazłszy w nim spodziewanych skarbów, zawiedzeni w nadziei, ściągnęli ręce świętokradzkie do naczyń i sprzętów kościelnych, jako to kielichów, krzyżów i ozdób miejscowych. Sam nawet obraz Najchwalebniejszej Panny odarli z złota i klejnotów, któremi go ludzie pobożni przyozdobili. Nie przestając wreszcie na łupieży, twarz pomienionego obrazu mieczem na wylot przebili, a ołtarz, na którym był zawieszony, pogruchotali, tak iż zdawało się, że to nie Polacy ale Czesi kacerze dopuścili się czynów tak srogich i bezbożnych. Po dopełnieniu takowego gwałtu, raczej skalani zbrodnią niż zbogaceni, z nie wielką