byli słabsi, bój jak najrychlej stoczył, a przy łasce Pana Boga pewne otrzyma zwycięztwo.“ Mówił nadto: „że panowie Węgierscy aż do tego czasu nie o dobro mistrza i zakonu, ale raczej Zygmunta króla i własną swoję starali się korzyść.“ To Frycza posła sprawozdanie król uznał za rzetelne i prawdziwe, jakiem rzeczywiście było. Albowiem król Zygmunt rzeczonych panów Węgierskich nie dla wyjednania pokoju do Prus posłał; wolał on bowiem aby wojna dłużej się toczyła i nie życzył sobie jej ukończenia, ale w celu wyłudzenia od mistrza i zakonu chytremi sposoby złota, którém (jak rozgłoszono fałszywie) Krzyżacy napełnili jednę wieżę całą. Oznajmiwszy przeto Krzyżakom, że list grożący wojną Władysławowi królowi Polskiemu w obronie mistrza i zakonu z sobą wieźli, oświadczyli zarazem, że mieli to zlecenie od króla Zygmunta, aby tego wypowiedniego listu Władysławowi królowi Polskiemu nie oddawali, dopókiby im mistrz i Krzyżacy nie zapłacili czterdziestu tysięcy czerwonych złotych. Mistrz przeto i zakon Krzyżacki, przywięzując do tego listu wielką wagę, pomoc i obronę swojej sprawy, zgodzili się na zapłacenie czterdziestu tysięcy złotych za lichy kawałek pisma. Jakoż połowę tych pieniędzy wypłacił mistrz rzeczonym panom Węgierskim zaraz w obozie, a drugą połowę w Gdańsku. Ale nie zyskali za tak wielką ilość złota Krzyżacy i w ów czas i potém nic więcej prócz owego wypowiedniego listu, który nawet z rozkazu panów Węgierskich nie był jawnie głoszony, ale tylko na boku królowi pokazany, i nikt w całém wojsku nie wiedział o tym liście, krom ośmiu radców królewskich.
Kiedy Władysław król Polski w rzeczony dzień piątkowy począł wstecznym pochodem cofać swoje obozy, przybiegł do mistrza Pruskiego szpieg wysłany na wzwiady, cały kurzem okryty i uznojony, z doniesieniem, że król Polski zwinął swoje chorągwie i zabrał się do ucieczki. Tą wiadomością mistrz Pruski Ulryk dziwnie uradowany, przyprowadziwszy go do panów Węgierskich Mikołaja i Ścibora, rzekł: „Oto człowiek, rodem Polak, który wysłany na przeszpiegi, do obozów nieprzyjacielskich świeżo powrócił, i opowiada, że nieprzyjaciela szukał przez dni kilka, ale nie mógł go wcale dopatrzeć; znalazł tylko na opuszczonych stanowiskach niektóre próżne naczynia, kilka koni ochraniałych i kamieni działowych, które zostawiono. Idąc potém za tropem wojsk królewskich, przybył na rozstajne drogi; a z tego miejsca dokądby się udały, w żaden sposób nie zdołał już wymiarkować. Wnoszę przeto za rzecz pewną, że król Polski