urazy puścił w niepamięć.“ Starszyznę radną, panów Polskich i zaufańszych króla przyjacioł, w jego obecności, nie lękał się książę Świdrygiełło zelżywemi i nieuczciwemi słowy znieważać i grozić im śmiercią. Posłów królewskich z Polski przybywających do królowej i panów radnych, albo od nich na Litwę do króla posyłanych, przytrzymywał, otwierał listy, i rozczytywał wszystkie pisma, które z sobą wieźli. Z takiego postępowania można było wnosić, że księstwo Litewskie, tak dobrze rządzone i utrzymywane, wkrótce przez głupotę nierozmyślnego książęcia upadnie. Przywieziono tym czasem list od Marcina V papieża, w którym tenże papież pocieszał Władysława króla po stracie książęcia Witołda. Listu tego taka była osnowa: „Marcin biskup, sługa sług Bożych. Najmilszemu w Chrystusie Synowi Władysławowi, dostojnemu królowi Polskiemu, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo. Niedawnemi czasy boleliśmy wielce w naszém sercu, obawiając się, aby żądza próżności ludzkiej nie poróżniła i nie odłączyła brata twego Alexandra, wielkiego książęcia Litewskiego, z przyczyny jego zabiegów o koronę królewską. Teraz zaś smucimy się i ubolewamy, że go śmierć, już pojednanego z twoją Królewską Miłością, na wieki z tobą rozłączyła. Ale mamy zarazem i dla siebie i dla twej Miłości pociechę w Panu, że to rozłączenie nastąpiło z prawa przyrodzenia, które wszystkim ludziom śmierć za konieczny los naznaczyło, a nie z przyczyny próżności i złej woli, i bez popełnienia grzechu. Wprzódy bowiem, nimby przewrotną radą uwiedziony zgrzeszył był przeciw tobie, pojednał się z tobą, i poszedł po koronę wysłużoną cnotami swemi, koronę niezwiędłą, wiekuistą, aby ją otrzymał nie z łaski śmiertelnika, ale z rąk wiecznego Pana. Czego zaiste spodziewać się należy po jego dobrych uczynkach i zasługach, jakie położył za życia, osobliwie staraniem swojém o rozszerzenie wiary chrześciańskiej, w której jednej spoczywa dobro i zbawienie ludzkie. Zaczém, Synu najmilszy, pocieszaj tą nadzieją twój umysł, stroskany zgonem tak wielkiego książęcia i najmilszego brata, że wziął już koronę zgotowaną sobie w niebie, do której powołał go Pan Bóg, porzuciwszy żądzę korony ziemskiej i znikomej; a nim ten świat doczesny opuścił, pojednałeś się z nim i przemówiłeś do niego w miłości braterskiej; on zaś umierając, tobie jako brat bratu oddał i polecił swoję stolicę książęcą, poddanych i państwo. Po śmierci tego książęcia, niema już nikogo, w kimbyśmy pokładali nadzieję, że wraz z tobą podejmie obronę wiary katolickiej przeciw Czechom odszczepieńcom: w tobie jednym pokładamy ufność i nadzieję, do ciebie zanosimy nasze prośby. I nie potrzeba nam większej pomocy, ani silniejszej potęgi, ani lepszej chęci, jak twoja. Nie tajno nam bowiem, że tę zarazę odszczepieństwa, dotykającą twego królestwa i twoim ludom niebezpieczną, zawsze gorliwie tępiłeś i wytępić usiłowałeś. Co gdy teraz sam
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/400
Ta strona została przepisana.