ło uderzył go w twarz, popełniając czyn sromotny, pełen zelżywości dla króla i jego posła, gwałcący prawa narodów i przymierza społeczne; czyn poniżający ludzkość, i rzadki nawet u barbarzyńców, którzy posłów obcych, chociażby najprzeciwniejsze przynosili żądania, święcie szanują. Władysław król Polski z oburzeniem i gniewem największym przyjął wiadomość o tak niegodnym Świdrygiełły postępku. I słusznie: uczuł bowiem w obrazie posła pogwałcenie prawa narodów, związków braterstwa, a co największa praw samej ludzkości. Usiłował król namową swoją i rozmaitemi sposobami przypodobania się bratu skłonić go do zgody i jedności. Ale płochość książęcia, nierozważnemi kierowanego radami, do takiego przywiodła go szaleństwa, że posła królewskiego, który wiernie i sumiennie od króla przemawiał, tak srodze znieważył, gdy sami nawet barbarzyńcy wśród najzaciętszej wojny posłów szanują i zachowują w pokoju.
Na tymże zjeździe Sandomierskim, Zofia królowa Polska, wielce zagniewana na Jana Strasza z Białaczowa, szlachcica herbu Odrowąż, jakoby ją przed książęciem Litewskim Alexandrem, tudzież prałatami i panami Litewskimi, miał o niewierność małżeńską zelżywie oskarżyć, wyjednała sobie u króla Władysława złożenie nań sądu, lubo większa część prałatów i panów rozsądniej myślących wielce jej to odradzała. Powolny jej prośbom król wysadził sąd szlachecki (jus militare), i powołał do zasiadania w nim Piotra z Widawy sędziego Sieradzkiego. Przed ten sąd królowa Zofia wyniosła żałobę, za pośrednictwem kilku panów, jako to, Wojciecha Malskiego kasztelana Łęczyckiego, pod ów czas ochmistrza dworu królowej, Mszczuja z Skrzynna, Klemensa Wątrobki z Strzelec, Piotra Kurowskiego, i innych, na Jana Strasza, „że ją po wiele kroć o niewierność małżeńską spotwarzał, oświadczając, że to świadkami udowodni.“ Pomienieni panowie sami zeznawali, że takowe potwarze na własne uszy słyszeli. Rzeczony zaś Jan Strasz, od wszystkich krewnych i znajomych opuszczony, przy pomocy tylko brata swego Jana Czarnego Strasza, broniąc się przeciw tylu oskarżycielom, jednę tylko na wszystkie zarzuty dawał odpowiedź: „że nigdy na królową Zofią żadnych nie dopuścił się potwarzy, i gotów był obyczajem rycerskim zmyć z siebie oskarżenia tego sromotę.“ Zaczém, przy wyciągnieniu ręki prawej, na dowód niewinności wyzywał każdego z oskarżycieli swoich na pojedynek. Ale gdy żaden z panów, którzy świadczyli przeciw niemu, nie chciał stanąć do