zowieckich, którzy bądź-to od króla, bądź od Krzyżaków ostrzeżeni, ubezpieczyli się nowym rozejmem przeciw wszelkiej napaści. Już ta jedna potępiała ich wina, że o grożącém niebezpieczeństwie nie uwiadomili panów królestwa. Tymczasem, nie zważając na mnogość i potęgę nieprzyjaciela, Jan Jarogniewski herbu Orla, Bartosz Wissemburg herbu Nałęcz i Dobrogost Koliński, zebrawszy z samych chłopów, znaczne wprawdzie liczbą, ale nieświadome boju, słabe i bezbronne wojsko, zdatniejsze do uprawy roli i chodowania bydła, niżeli do broni, postanowili uderzyć na nieprzyjaciela, za upatrzeniem sposobnego czasu i miejsca.
Wojsko Inflantskie, któremu przywodził Teodoryk Kroe, marszałek, z innymi komturami Inflant, a Jodok v. Hogerkerche, rodem z Bawaryi, komtur Tucholski, jako miejsca świadomy, w powrocie służył za przewodnika, oddzieliło się od mistrza Pruskiego; a jakby nie dość jeszcze spełniło srogości, wtargnęło do tej części królestwa, którą Krajnem zowią, aby ją złupić i spustoszyć. Już wielu z rycerstwa Kujawskiej i Dobrzyńskiej ziemi, przemieniając konie, wracało spiesznie do swych popalonych domów, a żal wzbudzony już wcześnie wiadomością o popełnionych przez Krzyżaków okrucieństwach, powiększał widok dymiących się jeszcze pożarów wiosek. Zaczém Jan Jarogniewski, Bartosz Wissemburg i Dobrogost Koliński, dzielni i żwawi rycerze, wziąwszy z sobą gromadę zebranego chłopstwa, poszli w pogoń za Inflantskiém wojskiem: i doścignąwszy je w pobliżu Nakła, nad rzeką Wierszą, na polach wsi Dąbki, we Czwartek przed dniem Podwyższenia Ś. Krzyża, z najgorętszym zapałem, jaki w ich sercach świeża obudzała żałość i oburzenie, uderzyli na Inflantczyków, przelękłych i nie pomału zdziwionych, zkąd tak niespodziane wypadło na nich wojsko. A zaśpiewawszy ojczystą pieśń Bogarodzica, której brzmienia powtórzyły okoliczne lasy i pola, mała garstka z przemożną liczbą, bezbronni z uzbrojonym ludem, wieśniacy z rycerzami, tak mężnie i ochoczo wzięli się do rozprawy, iż mniemałbyś, że to starzy wysłużeńcy z młodym i niedoświadczonym żołnierzem, a nie gmin wiejski z rycerstwem wprawném do boju toczyli walkę. Nastąpiła rzeź straszna w wojsku nieprzyjacielskiém; a gdy przednia straż legła pod mieczem, pierzchnęli wszyscy Inflantczycy, porzuciwszy obóz, z którego się bronili, i Polakom zupełnego ustąpiwszy zwycięztwa. Uciekali w popłochu na wszystkie strony, dokąd którego ślepy los prowadził; a w ucieczce większej jeszcze do-