mali się zuchwale, że sobor Bazylejski nie wyłączył ich posłów z społeczeństwa wiernych. A nie było to pewnie dla błahej przyczyny: albowiem Wojciech Jastrzębiec arcybiskup Gnieźnieński, Jan Szafraniec Włocławski, Stanisław Ciołek Poznański i Jan Chełmski, biskupi, którzy na ów czas byli na dworze królewskim obecni, tak uradzili, uchwalili i postanowili na piśmie, nie wiem jakiem powodowani sumieniem i przekonaniem. Odprawieni zatém owi posłowie i obdarzeni upominkami, jechali ku Krakowu i tamecznej dyecezyi, a towarzyszyli im dwaj radcy królewscy, Jan Mężyk z Dąbrowy, wojewoda Lwowski, i Piotr Korzborg herbu Korcborg, mającego za godło trzy karpie w czerwoném polu, a którego przodkowie z Misnii do królestwa Polskiego przybyli. Władysław król, znając dobrze Zbigniewa biskupa Krakowskiego, nakazał im, „aby pod żadnym pozorem do Krakowa nie wstępowali, ale go wyminęli: w przeciwnym bowiem razie pozamykanoby kościoły, mimo pozwolenia biskupów innych prowincyj.“ Atoli wysłańcy królewscy, Mężyk i Korcborg, nie zważając na zakaz królewski, z dziwnej jakiejś lekkomyślności, wraz z posłami Czeskimi wjechali do miasta. O czém gdy się Zbigniew biskup Krakowski dowiedział, chociaż pod ów czas w Krakowie nie był obecnym, wydał list pasterski do kapituły i duchowieństwa swojej dyecezyi, z zaleceniem, „aby z powodu przybycia Czeskich posłów wszędy zaprzestano nabożeństwa.“ A iżby takowy interdykt tém ściślej był zachowany, sufragan biskupi Andrzej Miszka kanonik Krakowski zwołał zbór duchowny prałatów kościoła katedralnego Krakowskiego, wszechnicy naukowej i wszystkich zakonów, na którym za zgodą powszechną nakaz biskupi stwierdzono, i wszyscy duchowni podpisami swemi zobowiązali się obstawać za nim i w wszelkim razie bronić go choćby poświęceniem własnego życia. Gdy więc rzeczeni posłowie Czescy z przewodnikami królewskimi Mężykiem i Korcborgiem wjechali do miasta, natychmiast i jednomyślnie wykonano interdykt. Nie pomogły nic listy arcybiskupie i biskupie, które wysłańcy królewscy pokazywali. Rzecz ta wielce oburzyła posłów Czeskich, a bardziej jeszcze przydanych im od króla przewodników. Kurcborg zwłaszcza, jeden z nich, wielu pogróżkami strasząc i gromiąc duchownych, tuszył, że zdoła ten stan rzeczy zmienić albo uchylić. Ale gdy widział, że wszyscy obstawali przy nim statecznie, przypomniawszy sobie zakaz królewski, wyprowadził przecież posłów Czeskich z Krakowa. Wszędy szanowano ich po drodze, ale w Krakowie okazano im lekceważenie. Niemiłą była królowi ta obraza; czuli się nią dotkniętymi biskupi, którzy usiłowali Czechów sprowadzić do jedności wiary i kościoła, że ich uchwałę biskup Krakowski potępiał i znosił, i swoją troskliwością Czechów jakby dźwigał z upadku. Gniewał się zatém król, gniewali się biskupi na Zbignie-
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/450
Ta strona została przepisana.