i miejsce, a Zbigniew biskup Krakowski z doktorami szkoły Krakowskiej, tudzież Jan Szafraniec Włocławski i Jan Chełmski mistrz teologii, biskupi, Władysław z Oporowa doktor praw kościelnych, podkanclerzy królestwa Polskiego, zebrali się do rozprawy. Zaczęto dysputę, która żwawo i długi czas trwała. A gdy Jan biskup Chełmski i Władysław z Oporowa opierali się na tej jedynie zasadzie, i z tego głównie stanowiska sprawy bronili, że chociaż panowie są w klątwie, nie ulegają jej słudzy i poddani, snadno dowiedziono im, że z panami swemi podzielali kacerstwo. Zaczém według prawa pisanego uznano, że tak słudzy jak i panowie podlegali interdyktowi. Po skończonej rozprawie, aczkolwiek król należyte w tej rzeczy otrzymał objaśnienie, i mniemania przeciwne zbito i do cała odparto, byli przecież tacy, którzy króla namawiali, aby Zbigniewa biskupa Krakowskiego sprzątnąć rozkazał. I już zmówiono siepaczy, którzy nocy następnej dokonać mieli mordu. Ostrzeżony przez Jana Tarnowskiego wojewodę Krakowskiego o grożącém niebezpieczeństwie Zbigniew biskup Krakowski, nie stracił wcale odwagi, lecz odpowiedział wojewodzie: „Dziękuję twej Miłości, dostojny mężu, za ostrzeżenie, które mi dozwala uniknąć śmierci; ale ja, ani uciekać myślę, ani odmienię mego zwyczaju. Jak zwykle, udam się do łoża w mojej komnacie na spoczynek, i żadnej przy sobie straży nie postawię: a gdy na jutrznią o północy do kościoła pójdę, jednego tylko z sobą księdza i pachołka i jednę świecę wezmę, głowy przed siepaczem bynajmniej nie uchylę, i poświęcę krew moję w ofierze Bogu; oby wdzięczną mu była ta ofiara!“ I nie zmienił biskup w niczem swego postanowienia. Wstawszy w nocy na jutrznią, szedł ochoczo na śmierć, która jednakże wtedy go nie spotkała, pomiarkowano się bowiem i cofniono zamiar. Zbigniew biskup nie poczuwając się do żadnej winy, miał tę otuchę w sercu, że go bynajmniej nie trwożyło niebezpieczeństwo, o którém go ostrzegano. Przybył i w ów czas do króla Władysława kapłan jakiś Czeski, w zamiarze opowiadania nauki kacerskiej Wiklefitów, którą już poczęto rozsiewać. Ale Zbigniew biskup, zgromiwszy go surowo, nie pozwolił mu miewać kazań, a królowi Władysławowi zabronił wszelkiego z nim obcowania, aby on i królestwo jego nie tylko uchroniło się od zarazy, ale nie ściągnęło nawet jej pozoru w obec postronnych narodów.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/453
Ta strona została przepisana.