szone przekopy łatwe będą do przejścia; ale muł z dawna na dnie osiadły, grzązkie a głębokie błocko, nową stawiły zawadę. Nadto, w mieście tak wielki był dostatek wszystkich rzeczy potrzebnych do wytrzymywania oblężenia, taka mnogość kusz i dział do obrony, mury nakoniec tak były silne i wieże tak liczne, że wszelkie usiłowania Polaków pełzły na niczém. Gdy więc siłą nie można było nic dokazać, wodzowie zważywszy trudność dobycia miasta szturmem, umyślili podejść skrytemi podkopy; zaczęto bić rów podziemny, długą pracą i trudem posuwano się coraz dalej; dzień i noc znaczna liczba rąk wynosząc na wierzch ziemię, prowadziła minę wprost ku miastu. To w oblegających wlewało wielką nadzieję dobycia miasta i utwierdzało ich stałość; trwożyło zaś oblężeńców, przed którymi ta robota ukryć się nie mogła, kupa bowiem wyniesionej na wierzch ziemi pokazywała jawnie co się święciło. Powszechna to w ludziach słabość, że tajne i ukryte przed ich okiem rzeczy większą w nich bojaźń wzniecają. Rozstawiali więc straże po różnych miejscach, i przykładając ucho do ziemi, nadsłuchiwali, zkąd się rozchodził odgłos kopiących, i z którego miejsca nieprzyjaciel zamierzał wpaśdź do miasta. Ale skutek nie odpowiedział tak wielkim nadziejom. Gdy bowiem podkopy prowadzone pod mury miasta doszły już do tego miejsca, na którém mur większy i mniejszy spoczywał, a żłób wewnętrzny nie dość głęboko był brany, runęła zwierzchnia warstwa ziemi, piasek osypał się w czeluści, i jama wyjrzała na świat, przez co zepsuła się cała robota, tak, że już dalej nie można było drążyć miny. Aby jednak praca z takim trudem podjęta nie była bez korzyści, w ciągu trwającego oblężenia strzelano owym otworem z proc do nieprzyjacioł stojących na małym murze, którzy rażeni z tyłu ginęli, a nikt nie pojmował, zkąd padały na nich pociski. Dopiero po długim czasie, kiedy już znaczna liczba od strzał wyginęła, dostrzeżono miejsca zdrady, i zawalono je błotem i nawozem. Wtedy wodzowie Polscy widząc, że zamierzone podkopy chybiły celu, wzięli się na nowo do dobywania miasta orężem, i postanowili uderzyć nań z całą mocą, gdy skryty zamach okazał się daremnym. Aby więc nie zaniedbać niczego, na co tylko zdobyć się mogli, w dzień Ś. Maryi Magdaleny, z rana, ruszywszy całym obozem do szturmu, natarli z wielką gwałtownością na miasto, ze wszystkich stron wojskiem ściśnięte. Jedni działami rozbijali przedmurza, drudzy podsuwając się pod mury usiłowali robić wyłomy, inni przez rowy błotem zalane wdzierali się w rozwarte szczeliny. Ale i oblężeńcy nie stracili odwagi: rozmaitym rodzajem obrony, smołą wrzącą i żywicą, ukropem, kamieniami, strzałami i mieczem razili nieprzyjacioł; opierali się i bronili miasta z rozpaczą. Żadnego nie zaniechano środka obrony; kobiety nawet i dzieci dostarczały rzeczy potrzebnych. Każdy nosił w sobie to przekonanie, że w tej walce szło o byt jego cały i zdrowie. Po kilkugodzinnym nader zaciętym boju, gdy
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/477
Ta strona została przepisana.