Czesi opuścili swoje stanowisko i odstąpili od murów, do których szturmowali, oblężeńcy wszystkie siły swoje zwrócili na Polaków. Wielu zatém poległo, znaczna liczba odniosła rany albo dostała się w niewolą; reszta wojska przymuszoną była odstąpić od miasta, tak go dzielnie broniono. Poimany wtedy został Piotr z Oporowa, szlachcic, który był ugrzązł w błocie, i inny także Czech imieniem Piotr. Nie mogąc bowiem rzeczony Piotr Oporowski i inni rycerze wydobyć się z kału, ani uciekać, narażeni na śmiertelne z dział pociski i strzały, musieli poddać się i przyjąć więzy. Jan Mężyk z Dąbrowy, wojewoda Lwowski, raniony był ciężko w nogę z śmigownicy, a Jarand z Brudzewa, znakomity młodzieniec, syn Jaranda wojewody Inowrocławskiego, poległ pod ciosem. Polacy bowiem, po ustąpieniu Czechów, mając sobie za hańbę odbiegać walki, i z tém większą bijąc się zaciętością, ginęli pod nawałą kamieni i grotów, albo więźli w błotnistym parowie. Stracili wreszcie otuchę, gdy widzieli, że wszystkie ich usiłowania były daremne, a co więcej ich bolało, że o zebraniu sił na nowo myśleć nie mogli.
Poświęciwszy zatém napróżno tyle trudów pod Chojnicami, i zmarnowawszy ośm tygodni najlepszego czasu, wojsko Polskie, nie tylko wstydem okryte że miasta dobyć nie mogło, ale i głodem ściśnione i pozbawione koni, zewsząd czuło swą klęskę. Nieprzyjaciel bowiem poprzecinał drogi, tak iż z Polski dowozy napoju i żywności dla wojska ustały. Ubożsi do picia czerpali wodę z kałuży. Koniom brakowało paszy. Gdy w całej okolicy nie było już zboża, trzeba było za żywnością w dalekie wybiegać strony; ale i te wyprawy nie były bezpieczne dla ustawicznych podjazdów nieprzyjaciela. Wielu zatém potraciło konie, które albo padały z głodu, albo zmorzone tak pocieńczały, że wojsko pozbawione było jazdy. Zapóźno więc dowódzcy i naczelnicy przypomniawszy sobie rozkazy królewskie, i zważywszy, że próżno kusili się o dobycie miasta, a jesień już nadchodziła, zwinęli wreszcie obozy; to, czego zabrać nie mogli, popalili; i z całém wojskiem odstąpiwszy od Chojnicy, nie bez wielkiej radości oblężeńców, ruszyli i siódmym pochodem przyszli pod miasteczko Tczewo; potém przez Gniew, Nowe, Starogrod (Stargard) zdążyli do klasztoru Peplina, który w dwóch dniach ogniem i grabieżą zniszczyli i z ziemią zrównali. Klasztor ten, przez dawnych książąt Polskich, Sambora, Mszczuja i Świętopełka, założony i uposażony, tak wspaniałe i ozdobne miał zabudowania, że im się ludzie dziwowali.