ogniem zniszczyło, jakby przez przymierze z Czechami przejęło od nich tę srogość i bezbożność. Oddano bowiem wet za wet Krzyżakom, którzy nie wzdrygali się spalić kościoła Włocławskiego i wielu świątyń Bożych w Polsce. Nie naśladowali Polacy w tej wojnie bynajmniej obyczajów Czeskich; owszem za łaską Boga, który władał ich sercami, bardziej jeszcze od tego czasu brzydzić się poczęli odszczepieństwem, kacerstwem i obyczajami Czechów, nawet ci, którzy im tajemnie sprzyjali, gdy się przypatrzyli sprosnocie ich błędów, tak różnej i dalekiej od czystości wiary katolickiej. Nie waham się owszem twierdzić, że ówczesne Polaków z Czechami społeczeństwo stało się dla nich wielce korzystném i zbawienném, gdy odtąd zmierzili sobie Czechów, jakoby stek i zbiorowisko najniebezpieczniejszej zarazy.
Przez cały zaś czas trwającej wyprawy Pruskiej, król Władysław, jak się wyżej wspomniało, wysiadywał w Koninie. Panowała zaś w tém miejscu osobliwsza śmiertelność, tak iż wiele bardzo ludzi wymarło, między któremi i Jan Szafraniec biskup Włocławski, kanclerz królestwa Polskiego, herbu Stary koń, który przy królu dla przewodniczenia obradom przez długi czas przebywał, przesiedziawszy na stolicy lat sześć, dnia dwudziestego ósmego miesiąca Lipca we wsi Brodni zszedł ze świata. Zwłoki jego, według rozporządzenia zmarłego, przewieziono do Krakowa, i pochowano w kaplicy Ś. Szczepana, którą on wespół z bratem swoim Piotrem Szafrańcem z Pieskowej Skały wojewodą Krakowskim był uposażył. Poczém na prośbę i naleganie króla Władysława, kapituła kościoła Włocławskiego obrała biskupem Władysława z Oporowa dziekana Krakowskiego i podkanclerzego królestwa, herbu Sulima, który w roku następnym przez Eugeniusza IV papieża potwierdzony, a od Wojciecha Jastrzębca arcybiskupa Gnieźnieńskiego, tudzież Zbigniewa Krakowskiego i Jana Chełmskiego, biskupów, w Łęczycy w klasztorze zakonu kaznodziejskiego wyświęcony został.