celem umówienia warunków wieczystego pokoju. Przybyli nań Wojciech arcybiskup Gnieźnieński i prymas, Zbigniew biskup Krakowski i Władysław nominat Włocławski, Mikołaj z Michałowa kasztelan i starosta Krakowski, posłowie Zygmunta wielkiego książęcia Litewskiego, książąt Mazowieckich i książęcia Słupskiego, obywatele miasta Toczna, i wielka liczba panów radnych. Ale Krzyżacy przez dni kilka wycieńczali czas pozorném odwłaczaniem swego poselstwa. Nie sromali się nawet żądać od posłów królewskich, „aby dla wspólnego rokowania przenieśli się na brzeg rzeki Wisły naprzeciw zamku Złotoryi.“ Posłowie Polscy, chociaż się domyślali, że to były próżne, jak nie raz już dawniej, wybiegi, aby im jednak nie zarzucano, że z ich winy układy nie doszły, udali się na miejsce wskazane. Tam długo znowu czekano na przybycie Krzyżaków; dopiero o zachodzie słońca stawił się jeden z komturów, wysłany przez nich, aby pozornie usprawiedliwiał zwłokę spóźnieniem się niektórych biskupów i komturów, zwodząc i niewczesném zatrzymywaniem znieważając posłów Polskich. Ci wszelako nie omieszkali i na drugi dzień udać się na brzeg przeciwległy Złotoryi, lecz i wtedy podobnie z nich Krzyżacy zażartowali, składając w wieczór różne wymówki. Przeto już potém posłowie nie tylko na ów brzeg Wiślany dla wspólnej rozmowy nie wychodzili, ale nawet, gdy się w Krzyżakach większa jeszcze pokazała chytrość i chęć próżnego ich uwodzenia, pełni oburzenia i gniewu odjechali. Lecz jeszcze Polacy nie przybyli do Brześcia, kiedy nadbiegło dwóch gońców, z których jeden oznajmił, że posłowie Krzyżaccy nadjeżdżali, i żądał dla nich bezpieczeństwa straży; drugi z Litwy przysłany doniósł o klęsce, którą Litwinom zadali byli Żmudzini. Lubo w opisie warunków przymierza objęte było wielkie księstwo Litewskie, wszelako Krzyżacy Inflantscy zgromadziwszy znaczne wojsko wtargnęli zbrojno na Żmudź, i kraj wszystek nawiedzili najsroższemi klęski. Była to jedna z głównych przyczyn, dla których Krzyżacy Pruscy z posłami Polskimi zjechać się nie chcieli, już-to oczekując na ostateczny wypadek wojny prowadzonej na Żmudzi, już przewidując zarzuty i wymówki z powodu złamanej wiary. Ile razy zaś ich posłom wyrzucano to chytre zdradziectwo, odpowiadali, „że Inflantczycy bez ich woli i rozkazu wojnę tę przedsięwzięli.“ Ale Bóg łaskawy i sprawiedliwy, za pogwałcone przymierza słuszną zsyłając karę, Inflantczykom nie dozwolił cieszyć się owocami swoich czynów. Bo gdy po spustoszeniu i splądrowaniu wielu okolic Żmudzi, mając się za bezpiecznych, wkroczyli do pewnego lasu, Żmudzini, którzy w popłochu poporzucawszy swoje domy pokryli się byli w lasach i manowcach, otoczyli do koła wojsko nieprzyjacielskie, a uważając tę chwilę za najsposobniejszą do pokonania przeciwnika, z wielkim pośpiechem powycinali drzewa, i Inflantczyków w rozpa-
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/523
Ta strona została przepisana.