równą liczbę wojska, sam za niebezpieczną potém rzecz poczytał porywać się na to wojsko, i obawiał się raczej, aby Polacy na niego nie uderzyli; z tej przyczyny dniem i nocą pracował nad obwarowaniem swego obozu. Ja mniemam, że i Albert dlatego unikał bitwy, że był mężem prawym i ludzkości pełnym, a ztąd wielce troskliwym, aby się krew chrześciańska nie przelewała.
Kiedy w ten sposób obozy nieprzyjacielskie naprzeciw siebie stanęły, obadwa wojska codziennie wybiegały do walki; inni przypatrywali się im z daleka: ile kroć który zastęp widział się zagrożonym, zaraz wracał do swoich, a nieprzyjaciel ścigał go aż do obozu. Nigdy całą siłą nie występowali do stanowczej bitwy. Na takich utarczkach zeszło dni kilkanaście. Wielu z obu stron dostało się do niewoli, część poległa pod mieczem; lecz ani jedni ani drudzy nie uderzali na przeciwne sobie obozy; woleli bowiem staczać pojedyncze niż jednę walną bitwę. Przyjemną nadto zdawało im się rzeczą zabawiać oko tak piękném widowiskiem, jakby nową wojną Trojańską. Żadnego nie było dnia, żeby nie stoczono jakiej walki, gdzie miały do czynienia kusze, puszki, miecze, włocznie i wszelkiego rodzaju oręż. Trzydzieści tysięcy miał pod swemi rozkazami Albert; Polacy mieli czternaście tysięcy, ale dotykające obozu miasto było im wielką pomocą. Dział także śpiżowych w obu obozach była znaczna liczba, lecz większa w obozie Alberta. Jerzy Podiebradzki, który utrzymywał stronę Kazimierza, uderzywszy na skrzydło złożone z Niemców, poraził ich i rozgromił, i tu po raz pierwszy głośną pozyskał sławę. A lubo po wiele kroć wysyłano z obu stron posłów do zjednania zgody i rozmaite przedstawiano warunki pokoju, wszelako w żaden sposób nie mogło przyjść do wzajemnego porozumienia; nie dopuszczali go bowiem Czesi, przywykli żyć z wydzierstwa i rozboju. Gdy więc obadwa wojska znużyły się już zbytecznie, i w przyległej okolicy brakowało żywności, a do dalszych przystęp był niebezpieczny, z przyczyny oporu mieszkańców, którym zboża niszczono i zabierano, wojewodowie Polscy z wojskiem swojém cofnęli się do miasteczka Tabor, Albert zaś rozpuściwszy swoje wojsko wrócił do Pragi. Gdy margrabia Misnii z wojskiem swojém wracał okolicą krainie swojej przyległą, miasta Lua, Zatec, i inne podległe Kazimierzowi, uważając tę porę za sposobną do pokonania go i zgnębienia, z zebraném wojskiem tak konném jako i pieszém poszły za nim w pogoń. Zatrwożony grożącém niebezpieczeństwem, margrabia wskazał o pomoc do króla Alberta, który mu przysłał Jakoba Belińskiego